piątek, 9 listopada 2018

WIADOMOŚCI

     Chciałbym z przykrością powiadomić, że chwilowo muszę zawiesić swojego bloga. Jeśli pytacie się dlaczego to powiem wam, że ostatnio mam co raz więcej obowiązków w pracy i dodatkowo wenna ostatnio ci coś siada. Nie znaczy to jednak, że brak mi pomysłów na kontynułacje bloga. Raczej chodzi o samo pisanie i bardzo często przepisywanie tekstu. Dlatego przepraszam wszystkich którzy jeszcze tu zaglądają i proszę o cierpliwość bo dalsze rozdziały na pewno się pojawią tylko nie wiem kiedy.

Pozdrawiam Kuraj.

wtorek, 18 września 2018

ROZDZIAŁ 5


***************************************************************

Arii stał przed lustrem przyglądając się swojemu odbiciu. Był ubrany w szarą szatę prostego kroju, ale jednocześnie było widać, że nie jest ona przeznaczona dla zwykłych ludzi. Czół się w niej nieswojo. Nie lubił się wyróżniać, choć wiedział, że będzie tu wielu innych ludzi ubranych tak jak on. Jednak świadomość, że będzie wyróżniać się na tle zwykłych ludzi nie poprawiał mu humoru.
Dzisiaj on jak i inni nowo przybyli zostaną przywitani przez dyrektora, nauczycieli i innych uczniów.
  Wszyscy nowicjusze mają się stawić pod wejściem do głównego budynku – po korytarzy rozległ się męski głos.
Arii od razu opuścił swój pokój i wraz z innymi ruszył we skazane miejsce. Po kilku minutach wszyscy znajdowali się pod kilkumetrowymi, pięknie wykonanymi, podwójnymi drzwiami. Sam budynek, do którego mieli wejść też dobrze się prezentował.
Z zewnątrz było widać pięć wież połączone kamiennym murem, przez co budynek posiadał kształt pięcioramiennej figury. Miał on kilka pięter i wykonany był z szarego kamienia częściowo porośnięty winoroślą. Okna były podłużne o łukowym zakończeniu u góry, które były oddzielane przez kolumny.
– Arii, Arii –
Czarnowłosy rozejrzał się i zobaczył biegnącą w jego kierunku Marii, która przybyła z grupą dziewczyn ubrana tak samo jak on. Jak zawsze była uśmiechnięta od ucha do ucha.
– Siema ponuraku – krzyknęła rzucając mu się na szyję.
– Marii uspokój się – powiedział poważnym tonem i kątem ręki uderzył ją w czubek głowy.
Dziewczyna od razu go puściał i zaczęła masować obolałe miejsce.
– Chociaż raz mógłbyś nie być takim nudziarzem – powiedziała nadymając policzki i cofając się o dwa kroki.
– I jak wyglądam? – zapytała znowu się uśmiechając i robiąc kilka obrotów.
Arii zlustrował ją od góry do dołu.
– Normalnie – odpowiedział obojętnie.
Brązowowłosa znowu nadęła policzki z niezadowolenia.
– Rany Arii, chociaż raz mógłbyś powiedzieć mi coś miłego. Pierwszy raz mam na sobie takie ubranie – powiedziała obrażona.
Czarnowłosy przekręcił oczami i lekko pokręcił głową na boki. Dla świętego spokoju już miał coś powiedzieć, kiedy…
– Uważaj, co robisz niezdaro – rozległ się krzyk.
Arii i Marii od razu spojrzeli w stronę skąd dochodził hałas. Kilka kroków od nich było małe zbiegowisko. Od razu poszli zobaczyć, co się dzieje.
Po środku były trzy osoby. Jedną szczupły chłopak o intensywnie jasnym kolorze włosów, drugą był chłopak z lekką nadwagą o jasno-czarnych krótkich włosach, a trzecią byłą dziewczyna z rudymi, długimi, kręconymi włosami, która siedziała na ziemi.
– Patrz, co zrobiłaś. Prawie pobrudziłaś mi mową szatę – krzyczał chłopak o jasnych włosach.
Miał na sobie tą samą szatę, co inni, ale gołym okiem było widać, że została uszyta z lepszych materiałów niż pozostałych. Arii od razu się połapał, ze musi to być jakiś szlachcic.
– Przepraszam… ja… nie chciałam – powiedziała dziewczyna cichym i przestraszonym głosem.
– A co mi było po twoich przeprosinach, jeśli zniszczyłabyś mi szatę? Zastała uszyta specjalnie na zamówienie ty ciamajdo –
– Ej, zostaw ją w spokoju – zawołała Marii wpychając się do środka.
Arii zaklną w duchu, bo nie zdążył powstrzymać przyjaciółki i poszedł za nią. A miał nadzieję, że chociaż tutaj nie wpakują się w kłopoty.
– Coś ty powiedziała? – zapytał jasnowłosy.
– To, co słyszałeś ty zarozumiały chłoptasiu. Przecież ona przeprosiła, więc daj jej spokój –
Jasnowłosy dokładnie przyjrzał się Ariemu i Marii.
– No tak, powinienem się domyśleć. Jesteście pewnie jakimiś wieśniakami, którym się poszczęściło i odkryto w was jakieś nikłe zdolności magiczne – powiedział chłopak z niechęcią.
– A jeśli nawet to, co cię to obchodzi? –
– Ja w przeciwieństwie do was od początku wiedziałem, że posiadam magiczną moc. Jestem Rogar de Avalaj i nie mów do mnie jakbyśmy byli sobie równi. Znaj swoje miejsce ty głupia dziewucho – powiedział z wyższością.
Słysząc te słowa Marii już miała się rzucić na chłopaka z zamiarem uderzenia go, ale została powstrzymana przez przyjaciela.
– Puść mnie Arii. Już ja dam temu nadętemu paniczykowi solidną nauczkę – krzyczała wyrywając się.
– Uspokój się Marii, nie jesteśmy u siebie – mówił spokojnie próbując utrzymać brązowowłosą.
Jasnowłosy z szyderczym uśmiechem przyglądał się tej scenie.
– Posłuchaj swojego kolegi ty przygłupia dziewucho. Najwyraźniej on wie lepiej od ciebie jak powinien się zwracać do lepiej urodzonych –
Arii zignorował tą uwagę, chociaż zaczynał odczuwać sporą niechęć do chłopaka.
– Ha… nie rozśmieszaj mnie. Arii za pomocą magii rozprawiłby się z tobą raz dwa – krzyczała dziewczyna złośliwie się uśmiechając.
Czarnowłosego zaniepokoiło to, co powiedziała Marii. Przeczuwał kłopoty.
– Ach tak? W takim razie niech to udowodni ściągając ciebie na ziemię –
W tym momencie jasnowłosy wyciągnął rękę w kierunku brązowowłosej.
– In ven solen wolo –
Nagle Marii zaczęła unosić się do góry.
– Hej… co się dzieje? – krzyknęła wystraszona.
Z każdą chwilą była ona, co raz wyżej i wyżej, aż zatrzymała się na wysokości około siedmiu metrów. Arii z niepokojem przyglądał się unoszącej w powietrzu przyjaciółce.
– Czyś ty zwariował? Natychmiast opuść ją na ziemię – zawołał do jasnowłosego.
– Nie zamierzam. Sam to zrób skoro tak dobrze potrafisz się posługiwać magią wieśniaku – powiedział z kpiną.
Arii ze złości zacisnął mocno pięści.
– Nie potrafię, nie mam zielonego pojęcia o magii. Moją przyjaciółka przesadziła z tym, co mówiła, dlatego opuść ją już na ziemię –
Na twarzy jasnowłosego pojawił się złośliwy uśmieszek.
– Tak myślałem, że jesteście tylko nic niewartymi brudasami, ale skoro tak ładnie prosisz to ją opuszczę. Jednak najpierw ma mnie przeprosić za to jak śmiała się do mnie zwracać – powiedział z wyższością.
– Ty chyba sobie żartujesz, ani mi się śni – krzyczała wkurzona Marii – A ty Arii przestań się z nim cackać i skop mu wreszcie tą niepodcieraną dupę –
Wyraz twarzy szlachcica przybrał mało przyjazny wyraz.
– Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem –
Jasnowłosy zaczął poruszać ręką, a Marii obróciła się głową do dołu. Zaczęła się kręcić w kółko i z każdą chwilą, z co raz szybciej i szybciej i szybciej.
– Aaa… na pomoc – krzyczała dziewczyna.
Arii każdą chwilą, co raz bardziej niepokoił się przyjaciółkę.
– Czy ty już kompletnie oszalałeś? Przestań! – krzyknął.
– Przestanę jak twoja koleżanka powie to, co chcę usłyszeć –
Arii ponownie spojrzał na kręcącą się w kółko Marii. Nie wyglądało to dobrze, bo nie wiedział ile jeszcze zdoła ona wytrzymać tej powietrznej karuzeli. Z każdą kolejną chwilą czół coraz to większy strach i gniew.
– Powiedziałem, że masz przestać – krzyknął Arii na całe gardło unosząc ręce do góry.
Marii momentalnie się zatrzymała, została odwrócona do poprzedniej pozycji i powoli opadała ku ziemi. Kiedy tylko dotknęła twardego, stabilnego podłoża od razu straciła równowagę i upadła. Zaniepokojony Arii od razu sprawdził, co z nią.
– Wszystko w porządku? –
– Tak, dzięki za ratunek. Tylko zrób coś proszę, aby świat przestał mi się kręcić w głowie – powiedziała Marii trzymając się za głowę.
Arii odetchnął z ulgą. W tym momencie jasnowłosy zaczął klaskać.
– Brawo muszę przyznać, że jak na wieśniaka nieźle sobie poradziłeś. Skoda, a tak chciałem jeszcze trochę ją podręczyć – powiedział śmiejąc się.
W tym momencie gniew opanował Ariego. Nie zamierzał on mu tego darować. Powoli wstał mocno zaciskając pięści.
– O czyżbym kogoś zdenerwował? I co ty mi zrobisz ty głupi wieśniaku? – zapytał szlachcic z kpiną.
Arii nic nie odpowiedział. Zwężonym i skupionym wzrokiem patrzył na chłopka. Szybkim ruchem otworzył zaciśniętą pięść tak, że jego palce były zgięte do wewnętrznej strony. W jego dłoni szybko zaczęły gromadzić się jakieś czarne obłoki, które zaczęły tworzyć coś na wzór kręcącej się czarnej kuli z ciemnofioletowym rdzeniem.
Arii szybkim i zdecydowanym ruchem wyciągnął przed siebie rękę, a czarna kula od razu poleciała w stronę szlachcica. Wyraz twarzy jasnowłosego z kpiącej momentalnie zmienił się na wystraszoną, kiedy zobaczył, co leci w jego stronę.
– Alen vel noll – krzyknął wyciągając przed siebie ręce.
Przed jasnowłosym pojawiła się prostokątna, przezroczysta ściana energii, która najwyraźniej miała go chronić. Jednak, kiedy czarna kula dotknęła jego tarczy ta od razu się rozpadła jakby była z cienkiego szkła.
– Niemożliwe – powiedział zaskoczony szlachcic.
W tym momencie kula zderzyła się z jego piersią i wybuchła odrzucając go do tyłu. Nie wiadomo jak daleko by poleciał, bo jego plecy uderzyły w podwójne drzwi do szkoły i osunął się ku ziemi.
– Rogar – zawołał z niepokojem milczący do tej pory towarzysz, który od razu pobiegł sprawdzić, co z nim.
W tym momencie Arii odczuł tak silne zawroty głowy i zmęczenia, że ukląkł na jedno kolano, podtrzymując się jedną ręką i łapczywie wdychając powietrze. Krople potu od razu pojawiły się na jego czole.
– Arii wszystko w porządku? – zapytała zaniepokojona Marii.
Czarnowłosy powoli wstał. Wciąż odczuwał zmęczenie i maił mały problem z utrzymaniem równowagi, ale przynajmniej zawroty głowy prawie mu przeszły.
– Tak Marii… już w porządku – powiedział słabym głosem.
Od razu spojrzał w stronę swojego przeciwnika. Jasnowłosy odzyskał przytomność, ale był podtrzymywany przez swojego towarzysza. Część jego szaty była nadpalona, a na niektórych miejscach na twarzy były poparzenia. Od razu było po niej widać, że jasnowłosy jest wściekły.
W tym momencie podwójne drzwi otworzyły się i z wnętrza budynku wyłoniła się blond włosa kobieta po trzydziestce, z kokiem uczesanym do góry i srogim wyrazem twarzy. Arii od razu odniósł wrażenie, że nie jest to kobieta, która można ominąć obojętnie.
– Do stu piorunów, czy ktoś Raczy mi wyjaśnić, co tu się dzieje? – zapytała srogim głosem.
Wszyscy zaczęli mówić jednocześnie, by opowiedzieć swoją wersję wydarzeń, ale głosy kilkudziesięciu osób otworzyły jeden nie zrozumiały bełkot. Kobieta zamknęła oczy i złapała się za skronie.
– CISZA DO CHOLERY – wydarła się na całe gardło.
Wszyscy momentalnie zamilkli. W tym momencie czekoladowe tęczówki kobiety przyjrzały się wszystkim zebranym.
– Dobra widzę, że już nikogo nie muszę pytać. Dokładnie wiem, co się stało – powiedziała dogłębnym głosem.
– Wasza czwórka – wskazała na Ariego, Marii, Alagaja i jego towarzysza – po zakończeniu ceremonii ma zaczekać na mnie przy wyjściu z areny. Później sobie porozmawiamy – powiedziała złowieszczym głosem.
Nie wiedząc, czemu Ariemu przeszedł mały dreszcz po plecach.
– A reszta to, na co czeka? Na zaproszenie? Natychmiast ruszać te leniwe dupy i jazda do środka – krzyczała do pozostałych.
Wszyscy posłusznie ruszyli. Kiedy przechodzili Arii obserwował wnętrze i nie mógł się nadziwić jak budynek został zbudowany. Jego wnętrze było przestronne pomimo wielu mebli czy innych eksponatów. Po środku korytarza znajdowały się owalne kolumny z szarego kamienia, które podtrzymywały sufit, który znajdował się jakieś pięciu metrów nad ich głowami. Na ścianach znajdowały się portrety czy inne obrazy przedstawiające najprawdopodobniej jakieś ważne wydarzenie. Wszystko było to zrobione i poustawiane w prosty sposób, który dodawał wnętrzu uroku. W końcu zaczęli dochodzić do wrót, które prowadziły na arenę.
Gdy Arii tylko postawił na niej nogę został oślepiony przez słońce, które świeciło mu prosto w oczy. Kiedy już przywykł do światła zobaczył piaszczysty, okrągły plac o średnicy nie większej niż pół kilometra. Wszyscy zatrzymali się na środku i skierowali swój wzrok ku trybunom, które znajdowały się pięć metrów wyżej i unosiły w powietrzu. Zasiadali w nich wszyscy zebrami nauczyciele i inni, starsi uczniowie. Na ich czele stał mężczyzna w podeszłym wieku, ubrany w zieloną szatę, który opierał się na drewnianej lasce i z uwagą przyglądał się zebranym uczniom by po chwili zabrać głos.
– Witam wszystkich tu zebranych, zarówno tych, co dopiero zaczynają poznawać tajniki magii jak i tych, co już ją zgłębiają. Bardzo się cieszę widząc was tu wszystkich razem i tylko czekających na moment, aż zaczniecie ją zgłębiać. Jednak zanim to zrobicie musze was ostrzec. Magia jest jedną z najpotężniejszych form sił, jaką znamy jak i zarazem nią nie jest. Łatwo jest się na jej ścieżce zagubić i dlatego nie należy śpieszyć się z decyzjami, jakie zapewnie nie raz przyjdzie wam podjąć. Pamiętajcie żeby dokładnie je przemyśleć i w razie, czego zmierzyć się z ich konsekwencjami, jakie wtedy nastaną. Zapamiętajcie, magia to nie tylko potęga, ale wszystko, co nas otacza i jej prawdziwa siła nie bierze się z potężnych zaklęć, ale ze zrozumienia i pogłębiania wiedzy na temat wszystkiego, co nas otacza i czym tak naprawdę jest jak oraz poznania siebie samych. I zanim pozwolę wam odejść chciałbym zaprezentować nowym uczniom próbkę tego, co będą potrafić, gdy tylko skończą szkołę –
Gdy skończył mówić i uderzył drewnianą laską o kamienną posadzkę.
Rozległ się huk pioruna, a ziemia pod ich stopami zaczęła się lekko trząść by po chwili wyrosły z niej wysokie, zielone pnącza, z których zaczęły wyrastać najróżniejsze kwiaty, jakie chyba tylko istniały. Kiedy wszyscy myśleli, że to już koniec rośliny stanęły w ogniu, który spalił je w ciągu sekundy, a sam ogień przybrał kształt kul, które świecić różnymi kolorami i zaczęły krążyć wokół nich unosząc się coraz wyżej i będąc już ponad budynkiem wszystkie jednocześnie wybuchły pozostawiając po sobie kolorowe iskry, które zniknęły na tle niebieskiego nieba.
Na to przedstawienie wszyscy zaczęli głośno klaskać i gwizdać pokazując, jakie wrażenie wywarł na nich ten pokaż umiejętności. Mężczyzna ukłonił się w podzięce i zwrócił ponownie do tłumu.
– Dziękuję za tak głośne brawa, ale żeby nie zabierać wam więcej czasu to życzę wam udanego roku i powodzenia –
Po tych słowach wszyscy ruszyli w kierunku wrót, przez które się tu dostali. Oczywiście z kilkoma wyjątkami.

Arii, Marii, Alagaj i jego towarzysz stali przy wyjściu z areny czekając na nieznaną kobietę. Czekali już dobra godzinę. Mari cały czas patrzyła bykiem na szlachcica i jego kolegę, a on sam nawet nie raczył spojrzeć w ich stronę. Natomiast Arii siedział na ziemi oparty o ścianę i oddawał się niezmąconej jak dotąd ciszy.
– Jeśli przez was spotkają mnie jakieś nieprzyjemności możecie być pewni, że za to odpowiecie – odezwał się nagle jasnowłosy.
Arii leniwie podniósł jedno oko, a Marii od razu odwróciła się w ich stronę ze skrzyżowanymi rękoma na piersi.
– Przepraszam, ale czy jaśnie paniczyk coś właśnie mówił czy tyko mi się zdawało? – zapytała przesłodzonym i złośliwym głosem.
Szlachcic obrócił głowę w jej kierunku, a na twarzy rysowała się odraza.
– To, co słyszałaś ty nędzny plebsie. No chyba, że jesteś nie tylko głupia, ale i głucha –
Marii nie zamierzała mu tak łatwo popuścić.
– Uważaj, co mnie mówisz ty szlachecka świnio, bo znowu dostanie ci się po tym twoim gładkim tyłku –
– Jeśli znowu chcesz zwisną w powietrzu głowa do dołu to proszę bardzo, chętnie to posturze –
– Nie mam nic przeciwko, abyście gówniarze powykańczali się nawzajem. Dzięki temu zaoszczędzicie mi trochę roboty – rozległ się głos nieznanej osoby za ich plecami.
Wszyscy od razu odwrócili głowy w stronę osoby, która przemówiła. Nie wiadomo jak i skąd pojawiła się blond włosa kobieta, która kazała im tu być. Stanęła przed nimi ze skrzyżowanymi rękoma na piersi.
– A teraz mnie posłuchajcie bando gagatków, bo nie mam zamiaru się powtarzać. Nazywam się Rinera Aikel i wykładam w tej szkole historię magii oraz kilka innych zajęć. To, co pokazaliście wy wredne bachory, aż prosię się o pomstę do nieba i gdyby to ode mnie zależała to już bym was wyrzuciła –
– Zaraz, przecież nawet nie przedstawiłem jak ten plebs – zaczął jasnowłosy, ale nagle przestał.
Cały czas otwierał usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobywał.
Kobieta zwana Aikel trzymała teraz w dłoni długi kostur, który pojawił się niewiadomo jak i był wymierzony w chłopaka.
– Gówno mnie obchodzi, jakie mieliście pobudki. Faktem jest to, że używaliście magii w sposób bezmyślny, a ja nie będę tego tolerować. Ostrzegam was, że dalsze tego typu wybryki doprowadzą was do szybkiego usunięcia z tej szkoły – zagroziła kierując koniec kostura w stronę każdego z nich – Czy zrozumieliście to, co powiedziałam? –
Cała czwórka kiwnęła twierdząco głowami.
– Dobrze skoro wasze małe móżdżki przyswoiły tą informację to zapamiętajcie jeszcze to, że wasze pierwsze zajęcia zaczynają się o godz. dziewiątej – kobieta wykonała jakiś dziwny ruch kosturem i ponownie skierowała go w stronę jasnowłosego.
Ten od razu zaczął kaszleć.
– Głos… mój głos wrócił – powiedział zachrypnięty.
Kostur w dłoni blondynki zniknął szybciej niż mrugnięcie powieki, a ona sam ruszyła w stronę wyjścia. Jednak po kilku krokach zatrzymała się.
– A tak dla waszej wiadomości – kobieta nieznacznie obróciła głowę w ich stronę – Lepiej dla was żebyście jutro się nie spóźnili. Nie toleruję spóźnień na moich wykładach – po tych słowach opuściła arenę.
Po minach Ariego i pozostałych malowała się niedowierzanie po tym jak zrozumieli, kto będzie prowadził ich pierwsze lekcje.

– Rany koguta Arii, co to było? – zapytała zbulwersowana Marii wewnątrz budynku.
– Co masz na myśli? – zapytał obojętnie.
– Chodzi mi o tą całą Aikel. To jakieś szalone babsko. Nie dość, że nikomu nie dała dojść do głosu to jeszcze dreszcze mnie przeszły jak do nas mówiła –
Arii nie odpowiedział, a jedynie kiwnął głową. Sam poczuł te dreszcze na plecach. Dodatkowo odniósł wrażenie, że jest to kobieta, której lepiej nie ignorować.
– Rany nie tak wyobrażałam sobie moje pierwsze lekcje w szkole magów – powiedziała z żalem brązowowłosa.
– A jak? –
– Że nauczę się zaklęcia, które wykopie stąd wszystkich bufonów takich jak ten Alagaj do krainy nadętych dupków – powiedziała wesoło demonstrując kopnięcie niewidzialnego zatka.
Arii nic nie odpowiedział, a jedynie spojrzał do góry z politowaniem, pokręcił głową na boki i nieznacznie się uśmiechnął. Marii zawsze potrafiła znaleźć sposób na rozładowanie napięcia.
– Prze… przepraszam – za ich plecami rozległ się cichy głos.
Arii i Marii odwrócili się i zobaczyli tą samą rudowłosą dziewczynę, która została zaczepiona przed ceremonią.
– A pamiętam cię… To ciebie czepną się głupi szlachcic – powiedziała Marii z uśmiechem o wiele za głośno.
Arii pacnął sobie dłonią w czoło i zamknął oczy z zażenowania.
– Chciałam wam podziękować za to, że mi pomogliście. Kiedy tamten chłopak zaczął na mnie krzyczeć nie wiedziałam, co mam zrobić – powiedziała zawstydzona rudowłosa.
– E tam… żaden problem. Jeśli ten pajac znowu zacznie ci się naprzykrzać to mi powiedz, a wtedy ja i mój przyjaciel chętnie jeszcze raz skopiemy mu dupsko – powiedziała Marii machając ręką jakby odganiała muchę.
– Jeśli przez kopanie dupska masz na myśli ratowanie ciebie to następnym razem nie zamierzam nawet kiwnąć palcem. Przez ten twój niewyparzony język ciągle pakujesz nas w kłopoty – powiedział Arii poważnym tonem, w którym było słychać urazę.
– A co twoim zadaniem miałam zrobić? Stać i pozwalać jak ten nadęty szlachcic mówił do niej, co mu się żywnie podoba? Chyba śnisz Arii – odgryzła się brązowowłosa kładąc ręce na biodrach.
– Na pewno można było to rozwiązać inaczej, ale ty zamiast podejść do tego na spokojnie to wolałaś zwisać głowa w dół –
– O ty paskudo jedna, teraz to ci nie daruję –
W tym momencie rudowłosa dziewczyna, która obserwowała ich rozmowę zaczęła się cicho śmiać. Obydwoje skierowali swój wzrok na nią.
– Przepraszam…, ale wasza rozmowa rozbawiła mnie. Widać, że dobrze się dogadujecie –
Na to zdanie na twarzy Marii znowu pojawił się promienny uśmiech i wyciągnęła rękę w jej stronę.
– Jestem Marii. A ten tu wiecznie poważny i nudny to Arii mój najlepszy przyjaciel – powiedziała serdecznie.
Rudowłosa niepewnie chwyciła za jej dłoń i ją uścisnęła.
– Nazywam się Opal – powiedział nieśmiało.
– Piękne imię. Choć Opal zostawmy tego ponurak samego sobie i opowiesz mi o sobie jak najwięcej –
– Ale… ale ja… – jednak niedane było jej skończyć.
Marii z prędkością wiatru porwała ją w nieznanym kierunku i po kilku sekundach już ich nie było. Arii tylko westchnął z rezygnacją i pokręcił głową. Właśnie współczuł dziewczynie, bo doskonale wiedział, z jakim niepohamowanym entuzjazmem Marii zawsze stara się zawiązać nowe przyjaźnie.

***************************************************************
Uff... siema wszystkim :)
Tak jak powiedziałem tak też zrobiłem i w końcu skończyłem nowy rozdział pomimo wielu trudności poświęciłem strumienie potu i krwi aby w końcu go dokończyć ;)

Serdecznie zapraszam do komentowania. Piszcie o myślicie :)

niedziela, 12 sierpnia 2018

Rozdział 4


Kiedy późną nocą w końcu wrócili do sierocińca przed drzwiami czekał na nich Flythec. Arii od razu zrozumiał, że dyrektor został już poinformowany o ich zniknięciu. Kiedy stanęli przed starszym mężczyzną, który zażądał wyjaśnień jego twarz nie wyrażała jakichkolwiek uczuć. Jednak wraz z dalszym opowiadaniem zdarzeń z minionego wieczoru, twarz dyrektora nabierała, co raz to groźniejszego wyrazu jak i koloru. Kiedy Arii skończył dyrektor uderzał, co raz pięścią o biurko i krzycząc tak, że mógłby bez problemu obudzić zmarłych.
– Czy Wyście do reszty poszaleli? Czy w ogóle zdajecie sobie sprawę, w jakim byliście niebezpieczeństwie? Jednej zachciewa się nocnych wędrówek po lesie, a drugiemu walk z pumami. Naprawdę jak mi WszechOjciec świadkiem ja któregoś dnia oszaleje przez waszą dwójkę –
Obydwoje stali i słuchali dyrektora Breeba. Marii ze spuszczoną głową i poczuciem winy, natomiast Arii patrzył prosto na niego cierpliwie czekając, aż mężczyzna skończy.
– Nie myślcie sobie nawet, że ten wybryk ujdzie wam na sucho – mówił już spokojnie – Do odwołania będziecie wykonywać wszystkie prace, jakie zostaną wam zlecone. A biorąc pod uwagę obecną sytuację pana Avariego do reszty wychowanków to osobiście dopilnuje, żeby nikt wam nie przeszkadzał –
Arii nie ukrywał swojego nie zadowolenia. Nie przepadał za pracami, jakie były mu wyznaczane, bo uważał je za kompletną stratę czasu. Jednak wiedział, że jeśli ich nie wykona to kara jego i Marii może być jeszcze cięższa. Chcąc tego czy też nie musiał się na to zgodzić. Ale wizja ciągłej pracy od rana do wieczora, aż do dnia wyjazdu wcale mu się nie uśmiechała. Nagle chłopak zdał sobie sprawę z pewnej nie wiedzy.
– Przepraszam panie dyrektorze – zwrócił się do mężczyzny – ale kiedy mam wyruszyć do nowej szkoły? –
Mężczyzna sprawiał przez chwilę wrażenie jakby nie wiedział, o czym mówi.
– A tak waszym… to jest o twoim wyjeździe poinformuje cię dwa dni wcześniej, a teraz uciekajcie mi stad, bo od jutra czekają was pracowite dni – powiedział na pożegnanie.
Obydwoje opuścili gabinet dyrektora. Wspólnie przemieszczali korytarze nie odzywając się do siebie. Dziewczyna wyglądała na załamaną, a on rozmyślał, co mógł dla nich wymyślić dyrektor i mieć nadzieję, że nie będą to jakieś uciążliwe zajęcia. Każde ruszyło w swoim kierunku by wyspać się przed nadchodzącymi dniami.

Sierpniowa pogoda była nieco bardziej znośna w porównaniu do lipcowej, chociaż też potrafiła dać się we znaki, o czym przekonał się Arii. Minął prawie miesiąc i niejednokrotnie zdążył on już w myślach wykląć dyrektora i prace, jakie im przydzielał. Na początku wykonywali prace na terenie sierocińca. Jednak szybko ich przy brakło, więc dyrektor wykorzystując fakt, iż powoli zaczynał się czas zbiorów to wysyłał ich do pobliskich farm i sadów by pomogli pracującym tam ludziom.
Ustawiał właśnie którąś z kolei skrzynię na wozie czując na karku promienie słońca, które bezlitośnie go paliło. Marii miała to szczęście, że pomagała często przy typowo kobiecych pracach jak gotowanie czy pranie, które odbywały się w cieniu budynku. Tak mijały im dni, a z każdym kolejnym Arii nie mógł się doczekać swojego wyjazdu. Właśnie szykowali się do opuszczenia farmy.
– Dzięki za pomoc dzieciaki i przekażcie staremu Breebowi moje podziękowania – krzyczał mężczyzna w średnim wieku, który siedział na dachu stodoły i naprawiał metalowy wiatrowskaz.
Brązowowłosa pomimo zmęczenia energicznie mu pomachała i cały czas się uśmiechała. Arii nie raz się zastanawiał skąd ona miała tyle energii.
Na zewnątrz wyszła właśnie żona mężczyzny.
– Wiliamie, choć tu szybko. Masz gościa – wołała.
Farmer nie był zadowolony, że musi przerywać pracę. Kiedy wstał powiał silniejszy podmuch wiatru, który sprawił, że wiatrowskaz obrócił się i uderzył go w plecy. Mężczyzna niespodziewanym uderzeniem zrobił krok do przodu i potknął się o leżące narzędzia. To wystarczyło, by stracił równowagę i spaść z dachu piętnastometrowej stodoły.
– WILIMIE – krzyknęła przerażona kobieta.
Arii i Marii słysząc jej krzyk odwrócili się. Dziewczyna z przerażenia zasłoniła sobie usta rękoma. Natomiast Arii stał jak posąg i zaczął oglądać tą scenę jakby w zwolnionym tempie. Wyraźnie widział przerażone twarze kobiety, swojej przyjaciółki i mężczyzny. Wiedział, że upadek z takiej wysokości zabije go.
Targały nim dziwne odczucia. Niewiedzą, czemu chciał zrobić coś, co mogłoby uratować farmera. Choć wiedział, że to niemożliwe to i tak chciał zrobić cokolwiek by zapobiec nieszczęściu.
Nieważne jak.
Niespodziewanie czas powrócił do normalnego biegu.
– STOP – krzyknął Arii wyciągając przed siebie ręce.
Kobieta i Marii zasłoniły sobie oczy nie chcąc oglądać tej tragedii. Jednak nie było słychać jak mężczyzna upada na ziemię. Żona farmera i Marii powoli otworzyły oczy, które momentalnie rozszerzyły się do granic możliwości. Patrzyły na mężczyznę, który dosłownie unosił się parę centymetrów nad sienią głową w dół i na twarzy, którego wciąż malowało się przerażenie. Brązowowłosa spojrzała na swojego przyjaciela i od razu zrozumiała, co się dzieje. Arii stał nieruchomo z wyciągniętymi przed siebie rękoma i cały czas ze skupieniem patrzył na farmera.
– Elizo, co się dzie… – niespodziewanie z domu wyszedł starszy mężczyzna, który zaniemówił, gdy zobaczył, co się dzieje.
W tym momencie farmer przestał się unosić i spadł na plecy. Zrozpaczona żona od razu podbiegła, by sprawdzić, co z mężem, a w jej ślad poszedł drugi mężczyzna. Jednak farmerowi nic się nie stało. Z pomocą żony powoli stanął na nogi.
– Wiliamie nic ci nie jest? – zapytała kobieta roztrzęsionym głosem.
– Chyba nie, ale… nie rozumiem, co się właściwie stało? Czułem jak spadam, gdy nagle… nie potrafię tego opisać – mówił powoli wciąż będąc w szoku.
– To był cud. To WszechOjciec cię ocalił – mówiła kobieta płacząc ze szczęścia – A to wszystko dzięki tobie kapłanie, bo akurat nas odwiedziłeś –
Jednak wyraz twarz starszego mężczyzny ubranego w długą, zużytą szatę ze znakiem ośmioramiennej gwiazdy z okiem w środku na piersi niepodzielana jej szczęścia.
– Radziłbym ci nie wyciągać pochopnych wniosków Elizo – powiedział patrząc w stronę czarnowłosego chłopaka, do którego podszedł.
Arii będąc teraz na kolanach z trudem mógł złapać oddech. Pot lał się po nim, w piersi czół przeszywający ból, a zmęczenie było tak duże, że tylko sile woli nie stracił przytomności.
Starszy mężczyzna zatrzymał się przed nim i z gniewem w oczach przyglądał nu się.
– Mów chłopcze jak to zrobiłeś – rozkazał.
Arii nic nie odpowiedział tylko spojrzał na niego półprzytomnym wzrokiem.
– Doskonale wiem, że to twoja sprawka. Natychmiast mów jak to zrobiłeś –
W tym momencie kobieta wraz mężem podeszli do nich.
– Ależ drogi kapłanie, co pan mówi? Przecież to dzięki WszechOjcu mój mąż przeżył. A to są tylko zwykłe dzieci – powiedziała spokojnie kobieta.
– Użyłeś magii prawda? – krzyknął kapłan ignorując kobietę.
W tym momencie atmosfera wokół wszystkich zrobiła się nerwowa. Twarze farmera i jego żony z niedowierzaniem patrzyły na Ariego. Czarnowłosy jednak dalej nie odpowiadał.
– Twoje milczenie mówi sama za siebie heretyku. Jakim prawem odprawiasz tu te swoje plugawe praktyki i niepokoisz tę rodzinę? –
W tym momencie zainterweniowała wkurzona Marii popychając kapłana i zmuszając go do cofnięcie się o kilka kroków w tył.
– Czego pan od niego chce? Przecież Arii nie zrobił nic złego – krzyczała Marii.
– Ty głupia dziewczyno nie widziałaś, co on uczynił? Posłużył się tą przeklętą i plugawą magią –
– Skoro tak to powinien pan mu podziękować. Gdyby nie on to ten mężczyzna by zginął –
– Tego nie wiesz dziecko. Wszystko dzieje się zgodnie z wolą WszechOjca, a on odważył się w nią wtrącić. A ta rodzina już i tak dostatecznie została skrzywdzona przez te bluźniercze praktyki –
– Ty cholerny klecho już ja ci… – nagle przerwała Marii.
Powodem był Arii, który położył rękę na jej ramieniu samemu ledwie stojąc na nogach.
– Marii… chodźmy już – powiedział słabym głosem.
Brązowowłosa jeszcze przez chwilę piorunowała wzrokiem kapłana, ale ostatecznie pomogła przyjacielowi i razem powoli opuścili farmę.

Kiedy Arii i Marii wracali do sierocińca na horyzoncie słońce chyliło się ku zachodowi. W takcie drogi czarnowłosy odzyskał nieco sił, dzięki czemu mógł on iść już o własnych siłach.
– Aaa… nie wytrzymam, ale mnie to wkurza – krzyknęła zirytowana Marii.
– Ciągle myślisz o kapłanie? – zapytał Arii.
– A żebyś wiedział. Co za nadęty bufon, naskoczył na ciebie tylko, dlatego, że uratowałeś tego faceta –
– Daj spokój przecież wiesz, że kościół potępia wszystko, co na związek z magią –
Arii, co prawda nie miał za bardzo o tym pojęcia, bo jego wiedza ograniczona do tego, co się mówiło w pobliskim kościele. Nie należał on do ludzi wierzących, a sam był w nim tylko kilka razy. Jednak na każdym kazaniu słyszał jak kapłan nieprzychylnie wypowiada się na temat wszystkiego, co jest związane z magią czy magami.
– Jednak to nie zmienia faktu, że powinien dostać ode mnie solidnego kopniaka –
Arii obrócił głowę w jej stronę.
– Skoro masz w sobie jeszcze tak dużo siły to może jutro weźmiesz moją robotę, a ja sobie odpocznę? –  zapytał złośliwie się uśmiechając.
– O ty paskudo jedna. Myślisz, że taki jesteś cwany? Czekaj niech no tylko cię złapię to się policzymy – krzyczała Marii.
Arii uciekał ile tylko mógł pomimo osłabienia, ale wiedział, że taka ganianka to dobry sposób na poprawienie humoru wkurzonej przyjaciółki.

Poranek Arii spędził na pakowaniu swoich rzeczy, których i tak nie posiadał wiele. Kilka ubrań to było wszystko, co posiadał oraz kilka pamiątek, które dostał od Marii na każde jego swoje urodziny i cały dobytek był już spakowany. Resztę dnia spędził na sprzątaniu pokoju. Kiedy wreszcie skończył słońce już zbliżało się ku zachodowi, więc pomyślał, że trochę się przejdzie przed spotkaniem z Marii, na które się umówili się podczas śniadania.
Kiedy tak szedł przed siebie przypominały mu się chwile, jakie tutaj spędził, choć nie był on ty nieszczęśliwy to do pełnego szczęścia też nie mógł tego nazwać. Choć niektóre chwile były naprawdę zabawne. Jak to poznał Marii, jak Fugoll ze swoją bandą chcieli podwędzić miód pszczołom i jak ich wtedy pożnie pożądliły, te wycieczki, które organizował sierociniec po lasach czy górach. Na te wspomnienia lekko się uśmiechnął. Uświadomił sobie jak wiele ciekawych i zabawnych chwil spędził z Marii, że byli oni wręcz nie rozłączni. Zupełnie jakby żadna siła tego świata nie była w stanie ich rozdzielić, ale od jutrzejszego dnia to miło się zmienić. Każde z nich pójdzie własną drogą. On podąży ścieżką magii, a Marii będzie wiła się w krętej drodze i niewiadomej przyszłości. Nie podobała mu się perspektywa, że może już nie zobaczyć przyjaciółki, ale nie mógł nic na to poradzić. Gdy tak przez cały czas rozmyślał i w momencie, kiedy zbliżał się do wyjścia, nagle poczuł silny ból z tyłu głowy, który zwalił go z nóg i zanim stracił przytomność słyszał tylko:
Dobra zabierzmy go –
I w tym momencie pogrążył się w ciemnościach.

Arii zaczął powoli otwierać oczy. Poczuł jego głowa miała rozerwać się na pół przez pulsujący wewnątrz niej ból. Gdy chciał się za nią złapać, ale zorientował się, że nie jest w stanie ruszyć rękami. Były one związane liną, która przywiązana była do haka nad jego głową. Zaczął się rozglądać by zorientować się gdzie się znajduje. Niestety przez panującą ciemność niewiele był w stanie zobaczyć. Tylko tyle, że był w jakimś drewnianym pomieszczeniu.
Nagle usłyszał odgłosy zbliżających się kroków, a wraz z nimi coraz to jaśniejsze światło, które na chwilę go oślepiło. Jedynie, co był w stanie dostrzec to zarysy trzech postaci.
– Widzę, że się obudziłeś – powiedział nieznajomy.
Arii od razu rozpoznał czyj to głos.
– Co ty znowu kombinujesz? – zapytał.
Jedynie, co usłyszał to jego śmiech.
– Wiesz właściwie to nic, spełniam jedynie wolę ogółu – powiedział Fugoll z kpiną – Zresztą to powinienem ci podziękować –
– Ciekawe, czego? –
– Gdyby nie ty i ta cała sytuacja sprzed kilku tygodni to nigdy nie uzyskałbym tej pozycji, jaką mnie darzą wszyscy. Aż nie mogę się nadziwić jak to łatwo można manipulować ludźmi wykorzystując nie jasne sytuacje –
Arii starał się zachować kamienną twarz, ale w jego wnętrzu gromadziło się coraz to nowsze pokłady gniewu do stojącego przed nim chłopaka. Do jego uszu doszły odgłosy jakiś rozmów, zupełnie jakby jakaś grupa ludzi rozmawiała ze sobą.
– Co to za miejsce? – zapytał szorstko.
– To starym młynie nieopodal lasu, więc możesz sobie krzyczeć. Nikt cię tu nie usłyszy – powiedział.
Wtedy jeden z dwóch chłopaków, który mu towarzyszył podszedł do niego i powiedział coś szeptem, na co Fugoll tylko kiwną głową.
– Czas zacząć przedstawienie –
Obaj chłopcy podeszli do Ariego i odcięli linę, na której wisiał, ale pozostawili supeł, który unieruchamiał mu nadgarstki i został zaprowadzony do miejsca skąd dobiegały odgłosy rozmów. Został wyprowadzony do miejsca oświetlonego przez lampy i świece przypominające koło, wokół których znajdował się z jakiś tuzin osób. Został on zaprowadzony na sam środek, a jego ręce zostały zawieszone do unoszącego się na linie haka, który momentalnie uniósł się do góry a on wraz z nim. Przypominał teraz bezwładnie wiszącą lalkę na widok, czego wszyscy zaczęli się śmiać. W tym momencie Fugoll wystąpił na środek zwrócony plecami do niego, wskutek czego wszystkie śmiechy ucichły a on zaczął swoją przemowę.
– Witam wszystkich zgromadzonych na tym wyjątkowym wieczorze. Wieczorze, który jak mniemam zapamiętamy wszyscy, a zwłaszcza nasz wyjątkowy gość, którego udało nam się sprowadzić nie bez trudu. Panie i panowie przed państwem Avarii Modrak –
Wszyscy zaczęli krzyczeć i gwizdać w jego kierunku i co chwila krzyczeć coraz to gorsze wyzwiska, które ustały dopiero po chwili, gdy Fugoll podniósł rękę.
– Jak zapewne wiecie jutro masz gość opuści nas zawsze, by studiować magię –
Wszyscy jednocześnie zaczęli krzyczeć, co o tym myślą.
–Jakim prawem? –
– Po co im taki wybryk natury? – krzykną ktoś z tłumu.
Fugoll ponownie podniósł rękę, aby wszystkich uciszyć.
– Zapewne zastanawiacie się, po co w ogóle im taki odmieniec? Ktoś, kto nie panuje nad sobą, kto bez najmniejszych skrupułów jest w stanie zabić. Odpowiedź wydaje się prosta. Chcą go wyszkolić na maszynę do zabijania, by trzymać nas w strachu i niepewności. Nas zwykłych ludzi, którzy nie posiadają, jakiej kolwiek mocy, chcą abyśmy bali się takich potworów. A po co pytacie? Bo chcą nas zdominować, przejąć kontrole nad nami i naszym życiem. Chcą nas sobie podporządkować, bo ich pragnienie władzy nie ma końca. Ale ja wam mówię, że im to się nie uda. Nas zwykłych ludzi jest znacznie więcej i nie jesteśmy tacy głupi i bez silni, na jakich wyglądamy. Nie razem jesteśmy silniejsi od nich wszystkich –
Wszyscy krzyczeli zgodnie na słowa Fugolla i można było w tym wyczuć całkowite poparcie dla jego słów. Arii ze zdumieniem patrzył jak to wszyscy tu zgromadzeni bez najmniejszych oporów wchłaniali każde wypowiedziane przez niego słowo. Nie zależnie czy była to prawda czy też nie.
– Jednak – mówił dalej – są też tacy, co całkowicie są oddani magom, służąc im tylko dla tego, aby mieć z tego własne korzyści, a zasłaniają się idealistycznymi marzeniami, a które są kłamstwem. To są ludzie zepsuci albo zagubieni, którzy są przez magów wykorzystywani. Więc powiecie mi, co powinniśmy teraz zrobić z kimś, kto rzekomo ma zostać jednym z tych oszustów, a tak naprawdę będzie jedynie ich narzędziem do zabijania –
Na te słowa wszyscy spojrzeli między sobą najwyraźniej zastanawiając się nad pomysłem. Jednak Fugoll był na to już przygotowany.
– Pozwólcie, że zaproponuje takie rozwiązanie, jakie nasz gość na długo zapamięta –
Do kręgu wprowadzono metalowy stojak, na którym znajdował się misa wypełniona rozgrzanym węglem, z którego wystawał metalowy pręt. Został on ustawiony niecały metr od czarnowłosego. Czół unoszące się w powietrzu intensywne ciepło. Arii od razu domyślił się, co on chce zrobić.
Jednak zanim to nastąpi dajmy szansę osobie, która się zagubiła, która powinna trzymać się z normalnymi ludźmi, a nie z wynaturzonymi potworami. Przyprowadźcie ją –
Arii myślał, że się przesłyszał i nie nastąpi to, czego się teraz obawiał. Do kręgu zainteresowania weszło dwóch chłopaków, którzy trzymali za ramiona związaną i zakneblowaną brązowowłosą dziewczynę o drobnej twarzy i niebieskich oczach, w których było widać złość.
– Marii – krzyknął.
– Chciałem wam przedstawić jedną z tych zagubionych, która ślepo wierzy, że to, co łączy ich dwójkę to przyjaźń. A tak naprawdę jest wykorzystywana, by to dziwadło mogło zaspokajać swoje zachcianki, o to Marii Divisi. Zresztą niech sama się wypowie i zrozumie swój błąd –
Jeden z chłopaków rozwiązał jej knebel i gdy tylko dziewczyna poczuła, że jest zdolna mówić, nie zamierzała przebierać w słowach, a Arii mógł jedynie się temu przyglądać.
– Ty parszywy szczurze pozbawiony jakiegokolwiek rozumu. Fugoll, co ty znowu odstawiasz słyszysz? Tym razem posunąłeś się za daleko i nie ujdzie ci to płazem ty dwulicowa świnio, masz nas natychmiast wypuścić –
– Was? Chyba nie liczysz na to, że uwolnię tego odmieńcowi i pozwolę mu siać zamęt i zniszczenie, a na sam koniec na pewno nas pozabija. Nie na pewno na to nie pozwolę. A ciebie każe uwolnić dopiero jak zrozumiesz, jakim błędem było zadawanie się z tym potworem. Musisz w końcu zdać sobie sprawę, że byłaś przez niego wykorzystywana –
Dziewczyna patrzyła z niedowierzaniem na chłopaka.
– Jaki błąd? Jakie wykorzystywanie? Fugoll czy ty do reszty zgłupiałeś? Arii nie jest żadnym potworem tylko człowiekiem z krwi i kości jak każdy. Ty to powinieneś wiedzieć najlepiej, bo przecież przez te wszystkie lata często szukałeś okazji, aby uprzykrzyć mu życie –
– Zwykły człowiek mówisz? – zakpił – Chcesz nam wszystkim tu wmówić, że zwykły człowiek może od tak spalić żywcem drugiego człowieka, samym spojrzeniem odpędzić dzikie i wygłodniale pumy lub powodować wiatr by zabijać? Nie kpij sobie z nas, żaden zwykły człowiek nie jest do tego zdolny, a on tak. Wiedziałaś to na własne oczy i ciągle będziesz zaprzeczać prawdzie? – zapytał dobitnie.
Dziewczyna na chwile zamilkła, bo zaskoczył ją fakt, że Fugoll wiedział o tym, co się wydarzyło w lesie i na farmie, ale szybko się otrząsnęła.
– Tak byłam świadkiem wszystkich tych zdarzeń i powiem ci tylko jedno, że dzięki temu zobaczyłam jak Ariemu zależy na drugim człowieku, bo przecież gdyby naprawdę jak to ująłeś mnie wykorzystywał to tej nocy w ogóle by się nie zjawił i by mi nie pomógł. Co do tego, co zaszło na farmie to Arii nikogo nie chciał zabić a tylko ratował farmera przed pewną śmiercią. A jeśli chodzi o to się stało, kiedy jego moc się ujawniła to ty i twoi kumple sami jesteście sobie winni. Nie rób, więc z niego nie wiadomo, jakiego potwora, bo on nim nie jest –
Arii uważnie słuchał. W głębi duszy poczuł przyjemne ciepło na widok jak jego przyjaciółka staje w jego obronie, choć sama nie była w korzystnej sytuacji, ale chłopak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co by ona nie zrobiła nie odwiedzie Fugolla od tego, co zamierza zrobić.
– I jesteś całkowicie pewna tego, co mówisz? – zapytał.
– Tak i nie dam sobie wmówić, że jest inaczej, bo co by była zemnie przyjaciółka, jeśli teraz odwróciła się do niego plecami? Już wole podzielić jego los – powiedziała stanowczo.
Fugoll zwrócił się teraz do tłumu.
– Jak sami widzieliście. Próbowałem wskazać jej drogę, ale woli bardziej towarzystwo tego dziwoląga niż normalnego człowieka. To tylko pokazuje jak bardzo zostało namieszane jej w głowie. Skoro chce to proszę bardzo i nich cierpi tak samo jak on, może wtedy w końcu zrozumie, z kim tak naprawdę się zadaję –
Arii z niepokojem patrzył, dokąd to wszystko zmierzało. Jedynym sposobem na uratowanie Marii było zagranie roli, jaką mu wyznaczył Fugoll. Zaczął się śmiać, co raz głośniej i głośniej starając się był on jak najprawdziwszy. Wszyscy zwrócili swój wzrok na niego.
– Już dawno się tak nie ubawiłem oglądając tak żałosne przedstawienie Fugoll. Jednak muszę ci pogratulować, że udało ci się mnie przejrzeć. A teraz, jeśli łaska zabierz tą głupią dziewuchę, bo już nie mogę znieść jej widoku mówił z obrzydzeniem.
Dziewczyna stała jak osłupiała na słowa przyjaciela, które powiedział.
– Arii, co… co ty mówisz? – ledwo była w stanie mówić.
Na te słowa Fugoll zwrócił się w kierunku zgromadzonych.
– Widzicie w końcu się przyznał, to jest jego prawdziwa natura, którą tak skrzętnie ukrywał, nareszcie pokazał swoje prawdziwe oblicze. Chyba zgodzicie się ze mną, że nie ma, co już tego przedłużać i ukarać go za to, co zrobił –
Wszyscy godnie kiwnęli, choć w oczach, co po niektórych osób można było dostrzec zwątpienie. Fugoll nie czekając zaczął sięgać po rozgrzany metal. Jednak Arii nie zamierzał tak łatwo się poddać.
– A tak przy okazji Fugoll to powiedz czy zawsze byłeś takim tchórzem czy stałeś się nim dopiero teraz? –
Fugoll zatrzymał rękę i spojrzał na niego.
– Coś ty powiedział odmieńcu? –
– To, co słyszałeś. Myślisz, że się nie zorientowałem, po co to wszystko? Opuszczony i oddalony budynek, obezwładnienie mnie i oczywiście ta cała publika. Widzę, że od momentu jak zobaczyłeś przebudzenie mojej mocy zagnieździł się w tobie strach. Wcześniej nie potrzebowałeś tego wszystkiego by mi uprzykrzyć życie. A teraz… jesteś tylko, żałosnym tchórzem, który się mnie boi –
Na twarzy jasnowłosego pojawiła się złość. Od razu podszedł do czarnowłosego, zacisnął mocno pięści i zadał mu silne uderzenie w brzuch. Następnie złapał go za koszulę i przybliżył jego twarz do swojej.
– Zapamiętaj sobie ty odmieńcu. Że ja… –  znowu uderzył w brzuch.
– nie boje się – uderzył go teraz w policzek.
– takich wybryków natury – teraz uderzył w oko.
– Jak ty – teraz uderzył w nos.
Arii lekko się kołysząc spojrzał na Fugolla. Od razu splunął mu w twarz śliną wymieszaną z krwią.
– Wiesz, co planowałem tylko przypalić ci tylko trochę tę gębę, ale widzę, że to będzie za mało – powiedział wycierając twarz – wypalę ci te fioletowe gały – krzyknął odwracając się by sięgnąć po rozgrzane żelazo.
To był właśnie ten moment, na który czekał Arii. Gdy Fugoll zaczął się od niego odwracać podciągnął nogi do góry i z całych sił kopnął go przewracając a sam zaczął się mocniej kołysać. Gdy zbliżył się do metalowego stojaka z całych sił kopnął metalową misę z rozgrzanym węglem w stronę tłumu. Wszyscy uciekli na boki, by nie zostać poparzonym. Po chwili Fugoll wstał na nogi.
– Nie wiem, po co to przedłużasz ty parszywa gnido, ale twój los jest już przesądzony –
Na twarzy Ariego pojawił się niewielki, złośliwy uśmieszek.
– Na twoim miejscu nie był bym tego taki pewien –
I jak na potwierdzenie jego słów pojawiło się kilka płomieni, które momentalnie zaczęły rosnąć i z każdą sekundą zaczęły pochłaniać, co raz większą powierzchnię młyna. Powodem, dlaczego ogień tak szybko się rozprzestrzeniał było to, że ostatnie upalne tygodnie dokładnie wysuszyły drewniany budynek i jego wnętrze. A Arii specjalnie kopnął misę z węglem w stronę zgromadzonych, bo za nimi leżały stosy pustych worków, które momentalnie się zapaliły. Od razu wybuchła panika i wszyscy zaczęli biegać we wszystkie strony, by się wydostać, z co raz bardziej zadymionego budynku.
Fugoll widząc, co się dzieje szybko podniósł wciąż czerwony od ognia pręt i zaczął on iść w stronę Ariego. Jednak jego zamiary zostały przerwane przez jednego ze zgromadzonych.
– Fugoll ogień rozprzestrzenia się zbyt szybko. Jeśli zaraz stąd nie uciekniemy to spłoniemy –
Jasnowłosy, co raz kierował swój wzrok to na Ariego to na rozprzestrzeniający się ogień. Było widać, że jego zdrowy rozsądek walczył z szaleńczymi zachciankami.
– Weźcie dziewczynę. Nich patrzy jak ogień pochłania tego odmieńca – powiedział w końcu kierując się do wyjścia.
Marii próbowała przeciwstawić się oprychom jednak ich siła była większa od jej i chcąc tego czy nie została wywleczona na zewnątrz. Po kilku minutach budynek został opuszczony, a jedynym, kto pozostał był Arii.
Zwisał on tak przyglądając się Rozprzestrzeniającemu się żywiołowi. Z każdą chwilą robiło mu się, co raz cieplej i co raz trudniej było mu oddychać. Z każdą chwilą ogień pochłaniał, co raz większą część młyna. Arii miał nadzieję, że jego plan chociaż po części wypali. Jednak z każdą kolejną minutą był coraz bardziej zdenerwowany obawiając się, że może tu zakończyć swój żywot.
Nagle lina, na której zwisał pękła, a on upadł na podłogę. Szybko się podniósł i od razu zaczął szukać czegoś, dzięki czemu pozbędzie się krępującego jego ręce węzła. Znalazł niewielki nuż i od zaczął go ciąć. Jednak dane narzędzie było niemiłosiernie tępe, a ciągle podnosząca się temperatura utrudniała mu koncentrację. Po kilku morderczych minutach w końcu udało mi się uwolnić ręce i od razu zaczął szukać jakiegoś wyjścia.
Niestety Arii był w nieciekawej sytuacji. Ogień zdążył się już rozprzestrzenić po całym pomieszczeniu. Wtedy dostrzegł niewielkie okno na drugim końcu budynku. Nie zastanawiając się od razu pobiegł w jego stronę. Jednak złośliwy los potrafi się pokazywać w najmniej sprzyjającym momencie.
Kiedy Arii był już dosłownie dwa kroki od okna do jego uszu dobiegł głośny trzask i odruchowo odskoczył do tyłu. Sekundę później w miejscu gdzie stał runęły trawione przez ogień belki, które zablokowały mu wyjście.
Arii zasłaniając twarz przed gorącem zaczął szukać innej drogi ucieczki. Jednak nie dostrzegał już jakiejkolwiek. Stał po środku otoczony przez ścianę ognia, a budynek przypominał teraz bardziej wnętrze palącego się pieca. Z każdą chwilą płomienie były coraz bliżej niego. Zaczął, co raz bardziej kaszleć z powodu, co raz większej ilości dymu. Zakręciło mu się w głowie, przez co upadł na kolana. W piersi czół przeszywający ból z każdym oddechem.
Arii zdał sobie sprawę, że to już koniec.
Spojrzał przed siebie w ogień i nie wiedząc, czemu odczuł wrażenie jakby już kiedyś coś takiego przeżył. Nagle wewnątrz swojej głowy poczuł przeszywający ból. Półprzytomnym wzrokiem znowu spojrzał na ogień i dostrzegł w ni jakąś czarną sylwetkę. Od razu chciał zawołać o pomoc, ale z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
Nieznana postać szła w jego stronę, a on nie wiedząc, czemu z każdą chwilą odczuwał, co raz to większy niepokój. W końcu postać wyszła z ognia, a Ariego ogarnęło przerażenie.
Czy właśnie ujrzał potwora czy jakąś zjawę?
Sam nie wiedział czy było to coś, co przed nim stało. Miało humanoidalny kształty, ale całe ciało było czarne niczym węgiel. Z wyjątkiem jednego miejsca na głowie gdzie znajdowało się oko o kolorze granitu. Było ono skierowane w jego stronę.
~ Oddaj chłopaka, a nic ci się nie stanie ~ rozległ się niski głos, który był zimny niczym metal.
~ Nigdy ~ rozległ się kolejny głos, który należał do młodej kobiety i w którym nie było strachu czy jakiegokolwiek zwątpienia.
Arii nikogo nie widział i nie wiedząc, czemu ten głos wydawał mu się znajomy. Jakby go kiedyś słyszał i był mu bardzo bliski.
Jednak panująca w koło wysoka temperatura i brak powietrza sprawiły, że stracił przytomność. Jedyna rzeczą, jaką udało mu się usłyszeć zanim pochłonęła go ciemność były jakieś trzaski i głos, który go wołał. Później nie było już nic.

– Arii –
Zdawało mu się, że ktoś go woła. Miał wrażenie, że głos pochodził jakby z daleka.
– Arii –
Znowu ktoś go wołał, ale tym razem głos wydawał głośniejszy. Chciał spojrzeć w stronę skąd on pochodził, ale jedynie, co dostrzegł to ciemność. Wydawało mu się, że ten głos należał do kogoś, kogo on zna.
– Arii do jasnej cholery obuć się, albo ci przyłożę –
Tym razem mu się nie wydawało, a on bardzo dobrze znał ten głos. Czarnowłosy od razu wziął głęboki oddech i zaczął kaszleć. Zaczął powoli otwierać oczy i zdał sobie sprawę, że leży na ziemi. Powoli wstał do pozycji siedzącej. Pierwsze, co zobaczył to twarz Marii zalana łzami. Dziewczyna od razu się na niego rzuciła i objęła.
– Ty głupku… coś ty sobie myślał? Bałam się, że tam zginąłeś idioto – mówiła załamanym głosem.
Arii również ją objął.
– Przepraszam – powiedział jej do ucha cichym głosem.
Marii rozpłakała się na całego i płakała w jego ramie. Arii nie miał nic przeciwko temu. Wiedział, że jego przyjaciółka potrzebuje wyrzucić z siebie te wszystkie nagromadzone emocje. Wtedy Arii zauważył palący się budynek. Na samo wspomnienie, że tam był coś ściskało mu żołądek. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, w jakim przed chwilą był niebezpieczeństwie.
Kiedy tak rozmyślał ktoś stanął obok nich. To był Flethec.
– Widzę, że nawet ostatniego dnia nie potrafi pan się obejść bez kłopotów panie Mordrak – powiedział poważnym głosem.
Arii smutno się uśmiechnął.
– Wygląda na to, że ma pan rację panie Flethec – powiedział cicho ciągle przyglądając się palącemu budynkowi.
Mężczyzna westchnął z rezygnacją.
– Chodźcie… zaprowadzę was do dyrektora – powiedział pomagając wstać obydwojgu.

Następnego ranka po całym sierocińcu rozniosła się wieść, że Fugoll został oddany w ręce strażników miejskich. O z tym, co miało miejsce minionej nocy nie wszyscy byli w stanie od razu uwierzyć. Tymczasem bohater nocnej przygody stał przed głównym wejściem sierocińca i czekając na swój transportu pogrążył się w rozmowie z dyrektorem Breebem.
– Co teraz stanie się z Fugollem? – zapytał chłopak.
– Cóż jego przewinie jest dość poważne i mino to, że jest jeszcze młody to z pewnością zostanie poddany procesowi i ukarany jak dorosły – powiedział.
– Denerwujesz się? – zapytał nagle dyrektor.
Chłopak przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Po części tak, ale bardziej odczuwam podniecenie na myśl o tym, że będę się uczył magii –
– Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz chłopcze. Słyszałem, że wielu młodych ludzi wyobraża sobie bóg wie, co, a rzeczywistość ukazała im się już mniej kolorowa –
– Nie musi się pan martwić dyrektorze, nie ważne, jaka okaże się rzeczywistość ja ją zaakceptuje taką, jaką jest – powiedział poważnie.
Mężczyzna delikatnie się uśmiechną, bo słowa, jakie usłyszał od chłopaka wskazywały na to, że jest on o wiele bardziej dojrzały niż wskazywał na to jego młody wiek.
– Chyba nadjeżdża twój transport –
Arii zwrócił się w skazanym kierunku i po chwili stanął przed nim niewielki powóz zaprzęgnięty przez cztery konie o brązowej maści. Na drewnianych drzwiach widniała tarcza z pięcioramienną gwiazdą, co z pewnością był herb szkoły. Sam środek transportu nie opływał w luksusy. Arii wziął swój worek by wsiąść, ale i jego wzrok, co chwila spoczywał na otwartych drzwiach sierocińca, co nie uszło czyjejś uwadze.
– Szukasz jeszcze kogoś? – zapytał mężczyzna.
– Myślałem, że Marii przyjdzie się pożegnać. Zresztą nigdy nie lubiła pożegnań. Zresztą ja również –
Chłopak zapakował swój worek na powóz, a w momencie, kiedy wchodził do powozu ponownie odezwał się dyrektor.
 – Wiesz na twoim miejscu jeszcze bym jej nie skreślał –
Chłopak nie rozumiejąc słów mężczyzny odwrócił się i zobaczył biegnącą w ich kierunku brązowowłosą dziewczynę, która zatrzymała się tuż przed powozem próbując złapać oddech.
– Z … zdążyłam – wysapała.
Chłopak jedynie stanął we wejściu i skrzyżował ręce na piersi.
– Widzę, że jednak przyszłaś się pożegnać –
Dziewczyna wyprostowała się i na jej spoconej twarzy pojawił się niewinny uśmiech. W następnej sekundzie rzuciła w chłopaka walizką, przez co stracił równowagę i upadł na podłogę przygnieciony wagą niepozornego bagażu. Następnie dziewczyna weszła do środka i stanęła nad nim.
– Czy ty naprawdę myślałeś, że pozbędziesz się mnie tak łatwo? Nic z tego jadę z tobą – powiedziała ze złośliwym uśmiechem na twarzy.
– Co takiego? – krzyknął na cały głos, a oczy o mało nie wyszły mu z orbit.
– Wyjaśnicie to między sobą już w drodze – powiedział dyrektor zamykając drzwi – Może pan jechać – powiedział do woźnicy i powóz ruszył w drogę.
Kiedy Arii otrząsną się z szoku usiadł po przeciwnej stronie przyjaciółki i spojrzał na nią swoim badawczym spojrzeniem wiedząc, że będzie się ona gęsto tłumaczyć.

czwartek, 28 czerwca 2018

ROZDZIAŁ 3

***************************************************************

Od dnia kiedy magowie odeszli minęły prawie trzy miesiące. Koniec lipca przynosił ze sobą coraz to upalniejsze dni, a słońce zmuszało wszystkie żywe istoty do chowania się w cieniu. Natomiast w sierocińcu prawie nic się nie zmieniło, z wyjątkiem jak wszystkie sieroty reagowały na widok Ariego.
Kiedy chłopak myślał że przyzwyczaił się do życia w sierocińcu, ostatnie tygodnie pokazały, że się mylił. Wszyscy starali się unikać go jak ognia, obawiając się że spodka ich jakiś tragiczny wypadek z jego ręki, a gdy myśleli że nie słyszy szydzili z niego wymyślając coraz to niestworzone historie z jego udziałem. Jednak najgorsze było kiedy napotykał ich spojrzenia. Jedynie co w nich dostrzegał to strach i pogarda. Na początku nie rozumiał skąd taka zmiana zachowania w stosunku do niego, jednak dowiedział się o tym tydzień po minionej nocy w gabinecie dyrektora.

Tego ranka jak zwykle poszedł wraz z Marii do stołówki i stanął w kolejce po śniadanie. Momentalnie wszyscy rozeszli się dając mu do zrozumienia, aby pierwszy wziął posiłek. Kiedy szli do swojego miejsca, do ich uszu dochodziły strzępy rozmów.
– Spójrz na niego…, trzeba na niego uważać…, to jeszcze większy świr niż myślałem…, biedna dziewczyna pewnie ją szantażuje… –
Gdy usiedli chłopak westknął tylko i gdy spojrzał na tacę ze swoim posiłkiem to momentalnie stracił apetyt. Nie wiadomo jak, ale informacja o tym został wybrany do zgłębiania magicznej wiedzy rozniosła się po sierocińcu w ciągu jednego dnia.
– Nie przejmuj się nimi, oni ci tylko zazdroszczą – powiedziała Marii próbując się uśmiechnąć, ale jej to nie wychodziło. Prawda była taka, że od tygodnia na jej twarzy nie pojawił się żaden szczery uśmiech.
– Wiem, tylko zastanawiam się, dlaczego wszyscy muszą przy tym okazywać tyle wrogości? – zapytał spokojnie – Zresztą mam nieodparte wrażenie, że nie chodzi tu o samą zazdrość – powiedział.
Dziewczyna otworzyła usta by coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Arii zauważył, że od tamtego dnia Marii zachowywała się dziwnie. Jakby chciała powiedzieć coś ważnego, ale nie potrafiła tego z siebie wydobyć, co trochę niepokoiło chłopaka. Zupełnie jakby o czymś wiedziała, ale bała się to powiedzieć.
– Marii, jeśli jest coś, co chcesz mi powiedzieć to mów śmiało – zachęcał ją.
Dziewczyna zdawała walczyć sama z sobą i w momencie, gdy już miała coś powiedzieć, Arii usłyszał za sobą znajomy głos.
 – No patrzcie państwo, czyż to nie wielki Avari Mordrak? – momentalnie wszystkie rozmowy ucichły.
Chłopak spojrzał w kierunku głosu właściciela. Przed nim stał Fugoll i co mogło się wydawać dziwne był on sam. Arii zastanawiał się, o co może mu znowu chodzić, ale pamiętając ich ostatnie spotkanie odwrócił się i postanowił go zignorować. Ten jednak nie zamierzał dać za wygraną.
– Och czyżby osoba mojego pokroju nie była godna do rozmowy z kimś tak wyróżnionym. Cóż, nie powinno to mnie dziwić, przecież mam teraz do czynienia z kimś z elity. Z kimś, kto nie rozmawia z pospólstwem, jakim jest moja osoba. Bo kim ja jestem by rozmawiać z przyszłym magiem – mówił na głos.
Wszyscy w milczeniu przyglądali się tej scenie, a w powietrzu unosiła się jakaś dziwna, napięta atmosfera. Zupełne jakby wszyscy obawiali się, że zaraz coś się stanie. Nie mogąc znieść tej sytuacji chłopak postanowił przerwać ten cyrk zanim rozkręci się na dobre.
– Fugoll możesz powiedzieć, o co ci konkretnie chodzi i darować sobie ten teatrzyk? – powiedział starając się, aby jego ton był spokojny.
– Najmocniej przepraszam. Nie chciałem rozłościć kogoś tak niezwykłego, kto jednym gestem ręki potrafi sprawić, że zwykły człowiek może stanąć w słupie ognia tak jak to pokazałeś, kiedy ostatnio się widzieliśmy – mówił dalej swoim teatralnym głosem.
– Możesz mówić jaśniej, o co ci chodzi? –
– O czyżbyś już nie pamiętał jak to jednym gestem ręki sprawiłeś, że dwóch moich przyjaciół zajęło się ogniem wrzeszcząc przy tym przeraźliwie – mówiąc to od razu pozbył się teatralnej maski, a jego twarz przybrała złowieszczy wyraz 
Nagle Arii poczuł pustkę w żołądku i nieprzyjemny dreszcz, który przeszedł mu po plecach, nie rozumiejąc, co Fugoll mógł mieć na myśli. Czy on chciał mu wmówić, że kogoś zaatakował za pomocą magii? Nie to nie możliwe, nie prawdziwe, nie realne.
– Kłamiesz – krzyknął – to nie możliwe żebym, kogo kolwiek zaatakował, nie jestem zdolny do zrobienia tego, co mi zarzucasz. Tylko magowie są dolni zrobić coś takiego – mówił wyprowadzony z równowagi chłopak.
Kiedy oni rozmawiali, stopniowo wokół nich zaczęli gromadzić się inni wychowankowie, by z bliska ich obserwować, co się stanie.
– Skoro nie jesteś magiem to, czym? Jaka istota jest zdolna do zranienia magią dwóch zwykłych ludzi i zniszczenia części budynku? – pytał Fugoll zgromadzonych – Odpowiedź jest chyba prosta. Jesteś potworem, odmieńcem. Tylko ktoś nie ludzki jest w stanie bez litości zadawać cierpienie innemu człowiekowi, bacznie mu się przyglądając nie ukazując przy tym, jakich kolwiek uczuć. Zupełnie jakby cierpienie kogoś innego nic dla niego nie znaczyło – powiedział dobitnie.
Nagle wokół nich roznosiły się szepty rozmów, jakie wymieniali między sobą zebrani.
– On ma rację…, widzieliście widzieliście, co zrobił…, podobno rany tamtych dwóch nie chcą się goić…, nigdy nie ukazuje uczuć, czy on w ogóle je ma…, czy rzeczywiście tak zachowuje się człowiek? –
Z każdą chwilą rozmowy nabierały na sile. Ariemu świat zaczął mu wirować przed oczami, a wszelkie dźwięki zdawały się dochodzić jakby z daleka jak i bliska. Jego ciało było całkowicie sparaliżowane z powodu szoku, Nie potrafił ruszyć choćby palcem. Nie wiadomo jak by to się skończyło gdyby nie czyjaś interwencja.
– Co tu się dzieje? – krzyknął ktoś spoza tłumu.
Część wychowanków się rozeszła, by zrobić przejście obydwojgu mężczyzn.
– Czy ktoś może mi wytłumaczyć, co oznacza to zbiegowisko? – zapytał zdenerwowany dyrektor Breeb.
– Ależ nic takiego panie dyrektorze – powiedział Fugoll – po prostu rozmawiamy o tym, co się naprawdę wydarzyło w zeszłym tygodniu –
Dyrektor spojrzał na Ariego, od razu było widać, że chłopak jest nie obecny. Natomiast Marii miała spuszczoną głowę, a reszta zgromadzonych zamilkła.
– Panie Flythec proszę zabrać pana Avariego i pannę Marii – zwrócił się do mężczyzny, który od razu zabrał ze sobą wymienioną dwójkę.
– Jeśli nikt nie ma nic do powiedzenia, to wszyscy mają się natychmiast rozejść, chyba, że ktoś chce przez tydzień sprzątać korytarze – zawołał do zebranych – a pan panie Fugoll zapraszam do mojego gabinetu – zwrócił się do jasnowłosego chłopaka, a każde wypowiedziane słowo wypełnione było gniewem.

Kiedy Flythec i dwójka wychowanków dotarli do pustego pokoju kazał obydwojgu usiąść i zostać, a sam wyszedł zostawiając ich samych. Czas wlekł się nie ubłaganie, a minuty zdawały zamieniać się w godziny, a nastała cisza sprawiała, że dziewczyna czuła się bardzo niezręcznie z powodu całej tej sytuacji. Już myślała, że tak zostanie aż do powrotu Flytheca, gdy nagle cisze przerwał chłopak.
– To prawda? – zapytał ochrypłym głosem.
Dziewczyna obawiała się tego pytania, ale wiedziała, że je zada.
– To prawda, co powiedział Fugoll? – zapytał ponownie.
– Wiesz, jaki on jest, przecież on zawsze wszystko wyolbrzymia – próbowała go uspokoić.
– Nie o to pytam – odparł.
Wiedziała, że nie może przed nim niczego ukrywać, bo mogło to tylko pogorszyć obecną sytuację. Więc chcąc czy też nie wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać najdelikatniej jak potrafi.

Kiedy tylko kusz opadł, Marii szybko pobiegła zobaczyć, co się stało. Widok, jaki zastała zszokował zarówno nią jak i wszystkimi opiekunami, którzy stanęli za nią. Stała przed zniszczoną ścianą, a na jej końcu, w miejscu gdzie znajdował się składzik teraz znajdował się zniszczony pokój, wewnątrz którego, w co niektórych miejscach palił się dziwny ogień. Na samym końcu leżało pięciu nie przytomnych chłopaków, z czego dwóch wyglądało jakby ich żywcem wyciągnięto ich z ognia, Nad nimi z opuszczoną głową stał czarnowłosy chłopak.
– Arii? – zapytała robiąc kolejny, niepewny krok w jego kierunku.
Chłopak powoli podnosił głowę, a gdy jego twarz była już widoczna dziewczyna od razu zakryła usta ręką. Jego oczy, które zawsze miały piękny i tajemniczy odcień ametystu, teraz ich kolor przypominał odcień krwi, które wyrażały jedynie pustkę i nieobecność, zupełnie tak jakby za nimi skrywało się coś więcej, coś przerażającego. Patrzyli tak na siebie przez chwilę, gdy nagle chłopak upadł na ziemię i stracił przytomność. Kiedy wszyscy otrząsnęli się z szoku, opiekunowie przenieśli nie przytomnych chłopaków, a Ariego zaniesiono do jego pokoju, gdzie cały czas towarzyszyła mu Marii.

Gdy dziewczyna skończyła opowiadać znowu zapadła nieprzyjemna cisza, a chłopak pogrążył się we własnych myślach.
– Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałaś? – zapytał w końcu.
– Bałam się jak na to zareagujesz – odpowiedziała ciągle nie mając odwagi spojrzeć mu w twarz.
– Czy raczej bałaś się, że zrobię ci to samo, co Fugollowi i reszcie – podsumował.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, czuła się winna w stosunku do swojego przyjaciela, z którym przyjaźniła się od kilku lat, ale bała się ponownie ujrzeć te czerwone oczy, które z nieznanego powodu przerażały ją.
– Czy ty też uważasz mnie za potwora? –
To pytanie ją zaskoczyło, co, jak co ale tego nie mogło o nim powiedzieć. Już miała odpowiedzieć, gdy nagle zaniemówiła, widząc jak jego oczy ze skupieniem się jej przyglądają, a jego twarz pozbawiona była jakiegokolwiek wyrazu. Czuła się jakby penetrował jej najgłębsze zakamarki umysłu.
– Ja… ja… – próbowała coś powiedzieć, ale ten sposób jak na nią patrzył sprawiał, że nie mogła wydobyć siebie, jakiego kolwiek słowa.
Chłopak widząc jej reakcję, wstał i ruszył w kierunku drzwi, gdy w końcu Marii odzyskała zdolność mowy.
– Gdzie idziesz? – zapytała, kiedy otworzył drzwi.
Chce pobyć sam – odpowiedział zostawiając ją samą.

Od tego wydarzenia minęło już kilka tygodni, a on sam zaczął coraz bardziej unikać obecności innych ludzi. Jak najwięcej czasu spędzał w pobliskim lesie, który stał się jego oaza. Było to teraz jedyne miejsce, w którym odczuwał spokój i nie czół się jak ktoś nie potrzebny i niechciany na widok, którego wszyscy trzęsą się ze strachu. Tu mógł się poczuć, że jest jego częścią. Jednak nawet to nie potrafiło wymazać pewnego uczucia, które ostatnim czasy zaczęło mu doskwierać coraz bardziej. To była samotność.
Od dnia, kiedy on i Marii się widzieli po raz ostatni minęło tak wiele dni. Chłopak unikał jej na każdym kroku jak tylko potrafił. Na początku był na nią zły za to, że trzymała przed nim prawdę, ale z czasem doszedł do wniosku, że dziewczyna jedynie się o niego martwiła, a on nie powinien się tak zachowywać w stosunku do niej. Przez to czół się strasznie nie swojo i nie potrafił wziąć się na odwagę by z nią porozmawiać. Zresztą Marii nie była jedyną osobą, jakiej starał się unikać.
W dniu, kiedy Fugoll wyszedł z gabinetu dyrektora dostał dwu tygodniowy zakaz opuszczania swojego pokoju. W tym czasie wielu wychowanków nie kryło swojego oburzenia decyzją dyrektora uważając, że został nie słusznie ukarany. Arii szybko się połapał, dlaczego wtedy w ogóle rozpoczął ten teatrzyk z jego udziałem. Opinia, jaką Fugoll sobie wyrobił wśród wychowanków przez te lata diametralnie się zmieniła.
Z bezwzględnego chuligana, który bił słabszych dla zabawy, stał się kimś w rodzaju bohatera, który ochraniał swoich przyjaciół przed potworem. Z każdym dniem podziw do jego osoby rósł w zastraszającym tempie, przez co tylko zyskiwał coraz to większą rzeszę oddanych mu ludzi. Arii wolał nie być w pobliżu Fugolla, bo mogłoby to się dla niego skończyć w dość nie przyjemny sposób.
Tak, więc całe dnie spędzał w lesie na rozmyślaniu i podziwiania piękna przyrody, którym nie mógł się nasycić, a wracał dopiero wtedy, gdy słońce znikało na horyzoncie. Wtedy większość wychowanków znajdowało się w swoich pokojach. Tak też miało być i tym razem do momentu, kiedy na korytarzu usłyszał rozmowę dwójki dziewczyn.
– Mówię ci ta dziewczyna jest szalona – mówiła jasnowłosa.
– Zgadzam się, ciągle broni tego odmieńca – popierała ją brunetka.
– Dziwię się, że w ogóle pozwalają chodzić temu czemuś. Według mnie powinni go zamknąć w jakiejś klatce –
– Masz rację, przecież on w każdej chwili może kogoś zaatakować –
Te słowa nie robiły na nim najmniejszego wrażenia, bo już w pewnym stopniu zdążył przywyknąć do nowej pozycji, jaką mu wszyscy nadali.
Ta dziewczyna nie uczy się na błędach. Razem z innymi dałyśmy jej jasno do zrozumienia, aby przestała się zadawać z tym czymś i to dla własnego dobra. A ona powiedziała, że jesteśmy głupimi kukłami, które nie potrafią same myśleć i kazała nam wracać na drzewo, z którego spadłyśmy –
Chłopak ledwo, co powstrzymywał się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Marii, kiedy się denerwuje zawsze daje jakieś dziwne porównania.
– A wiesz, że widziałam ją nie całą godzinę temu jak szła w kierunku lasu i podobno jeszcze nie wróciła – powiedziała jasnowłosa.
Ariemu o mało serce nie stanęło, gdy to usłyszał. Nocami w lesie nie jest tak bezpiecznie jak za dnia i można się tam łatwo zgubić. Widział, że musi działać jak najszybciej.
– W którym kierunku poszła – zapytał od razu.
– Podsłuchiwałeś nas ty szumowino? –
– Nie mam czasu na zabawy, powiedz mi, którym kierunku się udała Marii –
– Nie mam nic do powiedzenia takiemu wybrykowi natury jak ty –
Chłopak nie wytrzymał. Musiał jak najszybciej dowiedzieć się, w którym kierunku udała się przyjaciółka, bo nie miał czasu na przeszukanie całego lasu. Obydwoma rękami przylgnął do ściany by nie uniemożliwić dziewczynie ucieczkę.
– Posłuchaj – mówił powoli patrząc jej prosto w oczy – albo zaraz mi powiesz, w którym kierunku udała się Marii, albo zaraz spodka cię coś znacznie gorszego niż Fugolla i jego kumpli –
Dziewczyna z przerażeniem patrzyła na niego, analizując każde słowo, jakie powiedział. Spojrzała na swoją towarzyszę, która tylko pokiwała twierdząco głową.
– Po… poszła w kierunku północnym – powiedziała jąkając się.
– Dziękuję – już miał odejść, gdy do głowy wpadł mu pewien pomysł.
– A teraz posłuchaj i przekaż to reszcie swoich koleżanek, że jeśli dowiem się, że niepokoicie moją przyjaciółkę to przyjdę do was i wiesz mi to, co z wami zrobię będzie to znacznie gorsze niż w waszych najgorszych snach – mówiąc to starając się, aby jego głos był jak najbardziej przekonujący – Czy się zrozumieliśmy? 
– T…t…tak – powiedziała ledwie wydając z siebie jakikolwiek dźwięk.
Chłopak od razu pobiegł do głównego wyjścia zostawiając przerażone dziewczyny same, a gdy znalazł się na zewnątrz, gdzie panował już wieczór pobiegł w wyznaczonym kierunku.

Miał szczęście, że dzisiejsza noc była bezchmurna, dzięki czemu łatwiej mu było znaleźć ślady dziewczyny. Szukał jej blisko od godziny, więc powinien być już, blisko bo ślady stawały się coraz wyraźniejsze. Musiał się poruszać bezszelestnie by nie zwrócić na siebie uwagi nocnych drapieżników, więc wołanie jej nie wchodziło w rachubę. Gdy rozmyślał, w którym kierunku mogła się udać dziewczyna nagle usłyszał czyjś krzyk.
– Pomocy! –
Arii od razu rozpoznał głos Marii i popędził w jej kierunku ile tylko miał sił w nogach. Po paru minutach dotarł na miejsce, ale sytuacja nie przedstawiała się różowo i przez moment chłopak pomyślał, że gorzej już chyba nie może. Dziewczyna leżała skulona pod korzeniami wielkiego drzewa, które chroniło ją przed pazurami dużej o biało złotobiałej sierści pumy, która próbowała sięgnąć swoją łapą do dziewczyny, która była poza jej zasięgiem. Chłopak pierwszy raz w życiu widział na oczy tak wielkiego kota, choć słyszał opowieści, że czasem pumy schodzą z pobliskich gór w poszukiwaniu jedzenia i było widać, że za cel obrała sobie Marii.
Nagle drapieżnik zauważył chłopaka i powolnym krokiem podchodził do niego i gdyby nie obecna sytuacja to pomyślałby jak piękne jest to zwierze. Arii nie uciekał, bo wiedział, że jeśli to zrobi to zwierze pobiegnie za nim i go dopadnie. Zamiast tego robił coś, czego nie zrobiłby normalny człowiek. Starając się wyzbyć strachu zrobił kilka kroków do przodu, co zaskoczyło zarówno dziewczynę jak i samą pumę. Drapieżnik stanął w miejscu i nie spuszczał oczu ze swojego celu. Momentalnie kot głośno warknął, ale na chłopaku nie robiło to żadnego wrażenia i zrobił kolejne kilka kroków w kierunku zwierzęcia. Gdy dzieliło ich już tylko kilka kroków chłopak przykucnął na jedno kolano by wyrównać swój wzrok ze wzrokiem kota. Teraz ich oczy znajdowały się na tym samym poziomie i żaden nie przerywał kontaktu wzrokowego. Można by rzec, że odbywa się między nimi niewidzialna walka o dominację i oto, kto tu tak naprawdę jest łowcą, a kto ofiarą. Trwali już tak kilka minut, a żaden z nich nawet nie mrugnął. Fioletowe oczy chłopaka krzyżowały się z żółtym wzrokiem drapieżnika.
Nagle puma ruszyła w przeciwnym kierunku zostawiając dwójkę przyjaciół samych. Chłopak wiedząc, że są już bezpieczni pomógł podnieść się swojej koleżance, której jeszcze nie miną szok po tym, czego właśnie była świadkiem.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
– Czy…czy możesz mi wyjaśnić, co tu właściwie miało miejsce? – zapytała cichym głosem.
– Cóż najwyraźniej puma chciał mnie zjeść, ale chyba nie przypadłem mu do gustu – powiedział z lekkim uśmiechem, drapiąc się za tył głowy.
– Głupek, kretyn, idiota… – dziewczyna nie wytrzymała i rzuciła się na niego bijąc go w pierś, krzycząc najróżniejsze przekleństwa roniąc przy tym łzy – a co by było gdyby rzuciła się na ciebie, przecież mogłeś zginąć –
– Ale nic się nie stało, zresztą nie wiem skąd, ale miałem przeczucie, że nic mi nie zrobi – gdy to mówił położył ręce na ramionach dziewczyny by ją uspokoić.
– Wiesz prawdziwy z ciebie cudak – powiedziała uśmiechając się.
Przez moment nastała cisza.
– Marii… wiesz chciałem przeprosić za to, że ostatnio cię unikałem, przez co byłaś teraz w niebezpieczeństwie – powiedział smutnym głosem.
– To ja przepraszam, gdybym od razu powiedziała ci prawdę to tej sytuacji pewnie by nie było, zresztą – uderzyła go w ramie – i tak bym sobie poradziła z tym przerośniętym pluszakiem –
– Tak byłem tego świadkiem, zwłaszcza wtedy, gdy chowałaś się pod korzeniami i krzyczałaś jak małe dziecko – powiedział złośliwie.
– O ty paskudo nie daruje ci tego – krzyczała goniąc chłopaka.
Ich śmiechy było słychać w całym lesie. Gdy gonitwa dobiegła końca chłopak wziął dziewczynę za rękę 
– Choć trzeba wracać – i poprowadził ją drogą powrotną przez las podczas której żadne z nich się nie odezwało, ale z ich twarzy nie schodził uśmiech.
***************************************************************

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Chętnie poznam wasze opinie więc zachęcam do zostawiania komentarzy.
Pozdrawiam Kuraj