niedziela, 1 kwietnia 2018

ROZDZIAŁ 1

Przez szare chmury co jakiś czas przedostawały się złote promienie słońca, które budziły ze snu pewnego młodego czarnowłosego chłopaka, który powoli zaczął ukazywać światu swoje fioletowe niczym ametyst oczy. Usiadł na łóżku, rozmyślając nad swoim snem, który śnił mu się nie pierwszy raz. Byli w nim młoda kobieta i mężczyzna, pamiętał odgłosy walk, czerwony ogień, potwóra z jednym okiem oraz siedzący na drewnianej ławeczce, uśmiechnięty i popalający fajkę staruszek. To były jedyne, co pamiętał, zanim znalazł się w sierocińcu, w którym spędził niemalże całe życie. Gdy był małym często śniły koszmary, przez które budził się z krzykiem i cały zlany zimnym potem. Jednak teraz przywykł do nich. Spojrzał do góry na okno na poddaszu, by zobaczyć, jaka jest pogoda, a na jego twarzy pojawił się nikły, ponury uśmiech.
Niebo zasłonięte było szarymi chmurami, przez które co jakiś czas przedzierały się słabe promienie słońca, by po chwili zniknąć, na nowo pogrążając okolice w obojętnej szarości. Miał wrażenie, że pogoda odzwierciedlała jego dotychczasowe życie, co było niezwykle bliskie prawdy. Za każdym razem, kiedy w jego nudnym i szarym życiu dostrzegał choćby niewielki, promyk nadziei, złośliwy los gasił go w najmniej oczekiwanym momencie.
Kiedy otrząsł się z tych przemyśleń, ubrał ubranie i już miał wyjść, kiedy przez okno przebił się jeden z tych chwilowych promieni.
Był on inny niż pozostałe.
Nie był to chwilowy, blady promyczek, ale intensywne światło. Spojrzał ku górze, ale jedynie co zobaczył to oślepiające słońce, które w tym momencie świeciło jak podczas bez chmurnej, letniej pogody. Nie wiadoma ile by tak stał, gdyby nie dźwięk dzwonka, który informował o zbliżającym się śniadaniu, na które musieli przyjść wszyscy wychowankowie.
Kiedy dotarł na stołówkę, wziął śniadanie i od razu skierował się w do stołu, który zajmował się pod oknem. Nie musiał się spieszyć, bo nikt nie ośmielił zajmować jego miejsca. No prawie nikt. Gdy usiadł naprzeciw niego, siedziała uśmiechnięta czternastolatka o brązowych włosach, drobnej twarzy, ubrana jak wszystkie dzieci w lekko używanych ubraniach, które były podarunkami od ludzi, którzy wspierali sierociniec. Jednak najbardziej intrygującą rzeczą w niej były jej intensywne niebieskie oczy przypominające szafiry.
Kiedy miał wziąć się za śniadanie, napotkał jej minę. Cała wyglądała jakby była w skowronkach, co świadczyło o tym, że coś wisi w powietrzu, a znał ją bardzo dobrze.
– Coś się stało Marii? – zapytał bez większego zainteresowania.
Oczy momentalnie jej rozbłysły. – Wczoraj wieczorem podsłuchałam rozmowę w gabinecie dyrektora, że dzisiaj mają się pojawić wysłannicy ze Stowarzyszenia Magów – odpowiedziała pełna entuzjazmu. Jedną z zalet, jak i wad Marii było to, że żadna informacja się przed nią nie ukryje, co czasami skutkowało pakowaniem się w kłopoty.
– Mówisz coś, o czym wiedzą wszyscy.
– Weź przestań. Przecież nikt nigdy nie wie, kiedy mają pojawić się magowie – powiedziała.
W tym, co mówiła było sporo racji. Co roku na Stowarzyszenie Magów wysyła swoich wysłanników, aby wyszukali dzieci posiadające potencjał do zostania magiem, by następnie wysłać ich do pobliskich szkół magicznych. Zawsze, kiedy mieli pojawić się w jakimś konkretnym miejscu, wysyłali z dwu dniowym wyprzedzeniem wiadomość.
– Pewnie zaraz po śniadaniu zaraz nas zagonią do sprzątania. Co roku ten sam cyrk – powiedział z rezygnacją.
– Nie przesadzaj, przecież ty zawsze unikasz sprzątania no chyba, że dotyczy to twojego pokoju – powiedziała dogryzając mu – zresztą przynajmniej odwołają nam dzisiaj lekcje. Fakt, jedyny plus całego zamieszania – pomyślał, kiedy w końcu wziął się za śniadanie.

– To, co zamierzasz wziąć udział na teście? – zapytała, kiedy oddawali talerze po skończonym posiłku.
– O ile nic mi nie przeszkodzi to może – powiedział obojętnie, przekładając ręce za tył głowy. Prawda jednak była taka, że bardzo chciał wziąć w nim udział wraz ze swoją przyjaciółką, ale co roku zdarzały mu się przykre wypadki, które mu to nie umożliwiały.
Kiedy mieli już wyjść ze stołówki, ktoś zagrodził im drogę. Był to wysoki mężczyzna o długich, blond włosach, który nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat.
Patrzył podejrzliwie na potkaną dwójkę.
Był to Flythec, który prowadził lekcje historii. Był on dość sprawiedliwym i rozsądnym człowiekiem, ale zarazem był też srogi. Wszyscy starali się zawsze uważać na jego lekcjach, chyba że chcieli zaliczyć pisanie tygodniowego eseju grubości książki. Arii do dzisiaj pamięta temat swojej eseju, który dotyczył okresu wojen rasowych sprzed stu lat. Choć temat dość ciekawy po głębszym się z nim zapoznaniu to ręka do dzisiaj nie przestaje go boleć. – Co za miły zbieg okoliczności, właśnie was szukałem panno Marii – spojrzał na dziewczynę – i panie Avari – i na chłopaka.
Czarnowłosy lekko się skrzywił na dźwięk swojego imienia, ponieważ brzmiało jak imię dziewczyny, dlatego wolał jak wszyscy mówili mu Arii.
– Czy coś się stało proszę pana? – spytała niewinnie dziewczyna.
– Tak, dzisiaj mają się pojawić wysłannicy Stowarzyszenia Magów, więc dzisiejsze zajęcia zostały odwołane... –
Dość oczywiste – pomyślał chłopak
– i dlatego wszyscy mają przystąpić do sprzątania placówki. A znając zamiłowanie pana Avariego do unikania takich czynności, osobiście przypilnuje, aby wraz ze wszystkimi staranie wykonali powierzone im zadanie –
Cholera – przeklną w myślach chłopak wiedząc, że nie da już rady uciec do pobliskiego lasu i przeczekać cały ten cyrk.
Jak dotąd nikomu nie udało się uciec z lekcji Flytheca. Każdy, kto się na to odważył, zostawał po minucie złapany przez wyżej wymienionego do klasy i odpytywani ze wszystkich tematów, jakie do tej pory przerabiali. Trafiali się też cacy odważni, którzy próbowali zwiać w trakcie zajęć, kiedy wypisywał on daty lub inne ważne wydarzenie historyczne, lub chcieli uciąć sobie drzemkę. W ułamku sekundy byli doprowadzani do porządku przez rzucanie z zawrotną prędkością kredą w głowę delikwenta, na której po godzinie pojawiał się guz wielkości śliwki. Krążą nawet plotki, że był kiedyś wojownikiem, który przemierzał najdziwniejsze miejsca na świecie, by szlifować swoje umiejętności walki, choć co prawda nikt nie był w stanie tego udowodnić.
Tak więc cały poranek i wczesne popołudnie spędził na sprzątaniu pod czujnym okiem Flytheca. Kiedy na zegarze wybiła godzina trzecia, kazano wszystkim wrócić do swoich pokoi i przygotowanie się na przywitanie gości, którzy mieli się wkrótce przybyć.
Arii wrócił do swojego pokoju i od razu rzucił się na łóżko, żeby na chwile mógł zapaść w objęcia Morfeusza. Kiedy na zegarach w całym budynku wybiła godzina czwarta, Arii wybudził się z krótkiej drzemki i leniwie ubrał się w czyste ubrania, które nosił na co dzień. Nie zamierzał w żaden sposób się stroić, ponieważ to nie było w jego stylu. Zegar na ścianie wskazywał, że ma dziesięć minut, by przywitać magów, którzy od razu zaczną sprawdzać, kto posiada predyspozycje.
Kiedy przechodził przez puste korytarze, rozmyślało tym jak to by było, gdyby został magiem. On i Marii, jak i każdy inny marzyłby zostać jednym z tych wybranych, chociaż istniał tylko niewielki procent szansy, że mogą posiadać w sobie jakąkolwiek moc. Jednak z jakiegoś nieznanego mu powodu wierzył, że to właśnie ta ścieżka jest mu przeznaczona.
Kiedy zbliżał się do stołówki z drzwi na przeciwległej ścianie wyłoniło się kilka par rąk, które go złapały i wciągnięty do środka. Znajdował się w nie wielkim składziku, w którym poza nim i kilkoma szczotkami, znajdowało się pięć innych postaci na przodzie, której stał wysoki, jasno włosy, lekko umięśniony chłopak. Arii od razu rozpoznał Fugolla i zdał sobie sprawę, że jest w niezłych tarapatach.
Fugoll stał na czele bandy, która biła i znęcała się nad młodszymi dziećmi, zwłaszcza takimi, które były samotnikami jak on. Jednak nigdy nie zostało mu to udowodnione, ponieważ uchodził za wzór do naśladowania, przez co opiekunowie nigdy nie wierzyli w skargi, jakie były na niego kierowane.
– No spójrzcie, kto zaszczycił nas swoją obecnością – mówił oschle i parszywie się przy tym uśmiechając – czy to nie nasz dobry przyjaciel Avarii –
Arii nie zdołał nic powiedzieć, gdy poczuł na swoim brzuchu twardą pięść chłopaka, przez co zgiął się w pół z trudem łapiąc powietrze.
– A gdzie to nasz przyjaciel się udaje? – zapytał, ponownie go uderzając, a Arii klął w duchu, że dał tak łatwo się złapać. Wszyscy wiedzieli, że Fugoll gardzi magami. Uważał ich za główną przyczynę nieszczęść i tragedii, jakie spotykały ludzi.
Jednak w tym momencie Arii główkował jak wydostać się z tej nieprzyjaznej sytuacji przyjmując coraz to cięższe ciosy i słysząc śmiechy od pozostałych członków bandy.
– Widzę, że jak zawsze masz ze sobą eskortę, by poczuć się pewniej. Zresztą czego można się spodziewać po śmierdzącym tchórzu –
Na te słowa na twarzy Fugolla ukazała się prawdziwa złość, wskutek czego pchną Ariego na ścianę, a łokciem stopniowo naciskał na gardło, powoli go dusząc. Cały czas patrzył mu on w oczy.
– Takie dziwadło jak ty nie ma prawa mówić do mnie w ten sposób – powiedział, coraz bardziej pozbawiając go dostępu do powietrza – ale czego można się spodziewać po takim odmieńcu, którego własna matka oddaje go w pierwsze lepsze miejsce, bo nie mogła znieść jego widoku. A suka pewnie i tak wciąż oddaje się byle komu za jakieś marne grosze, rodząc takie dziwadła, jak ty –
Arii poczuł, że stopniowo zaczyna wzbierać w nim złość. Co prawda nie znał swojej matki i ojca jak większość mieszkających tu dzieci, więc to, co mówił mogło być prawdą, ale z jakiegoś powodu nigdy nie dawał temu wiary.
Czemu?
Sam nie potrafił tego wyjaśnić, ale wciąż głęboko w nim tliła się iskierka nadziei, że jest zupełnie inne wyjaśnienie.
Jednak w tej chwili Arii próbował odepchnąć od siebie chłopaka, chociaż na tyle by mógł złapać, choć odrobinę powietrza, którego z każdą sekundą zaczynało mu brakować.
– A ty niby jesteś lepszy? Ciecie też porzucono – powiedział, ledwie wypowiadając każde słowo. Nagle poczuł jak ucisk staje się lżejszy, myśląc, że wreszcie udało mu się przemówić Fugollowi do rozsądku, jednak on wpadł we większą wściekłość bezmyślnie okładając Ariego nie dając mu szans na żadną obronę. Kiedy przestał, złapał go za włosy, patrząc mu prosto w oczy, a Arii dostrzegł w nich jedynie pogardę.
– Zapamiętaj to sobie żałosna pokrako, że mnie nikt nie porzucił, tylko sam porzuciłem tych nic nieznaczących ludzi, który nie potrafili zawalczyć o swoje.
Arii nie potrafił zrozumieć jak, można tak bardzo gardzić własnymi rodzicami, dzięki którym mógł on istnieć.
– Ale zmieńmy temat i zaprośmy do naszego grona jeszcze kogoś. Co ty na to? – na twarzy Fugolla i jego kumpli zagościł nieprzyjemny uśmiech
– Zawsze się zastanawiałem co ta twoja koleżaneczka w tobie widzi, że ciągle trzymacie się razem, może ją tu przyprowadzimy i ją o to spytamy? Zresztą zauważyłem, że ostatnio zaczęła nabierać ciekawych kształtów... –
Arii doskonale wiedział, do czego on zmierza i wcale mu się to nie podobało. Zacisną pięści i poczuł jak wzbiera w nim coraz to większa złość do stojącego przed nim chłopaka.
– Nie pozwolę ci – krzyknął z zamiarem uderzenia go, ale był za wolny i z powrotem został przywarty przez dwóch chłopaków, a Fugoll jedynie stał i się śmiał
– A co taka pokraka jak ty może nam zrobić ty...
Jednak Arii już go nie słuchał, tylko czuł jak z każdą chwilą jego ciało zalewa coraz to większa fala złości i nienawiści, o której sam się nie podejrzewał. Jedynie czego chciał i pragnął to powstrzymać stojących przednim chłopaków za wszelką cenę. Nie ważne jakim kosztem. Nagle przez jego ciało przeszła fala nieznanej mu siły, która wypełniała. Czół jak z każdą chwilą to uczucie przybierała na sile i sprawiając mu ból. Na twarzach pozostałych zaczął pojawiać się strach i niedowierzanie. To było ostatnie co pamiętał, zanim stracił przytomność i ogarnęła go nieprzenikniona nicość.

Marii stała przed starym siwowłosym mężczyzną, którego broda sięgała do pasa. Trzymał ją za rękę, a oczy ma zamknięte. Odczuwała lekkie zdenerwowanie, gdy mężczyzna je otworzył i przyjacielsko się uśmiechając. Już miał coś powiedzieć, gdy nagle za jej plecami rozległ się dźwięk potężnego wybuchu, który rozwalił ścianę pomieszczenia, a wszyscy zaczęli krzyczeć z przerażenia. Gdy tylko kusz opadł, Marii szybko pobiegła, by zobaczyć, co się stało. Widok, jaki zastała szokował zarówno nią, jak i wszystkich opiekunów, którzy stanęli za nią.

***************************************************************

Siema wszystkim. Chciałbym wszystkim życzyć wszystkiego najlepszego z okazji świąt Wielkanocnych oraz mokrego dyngusa.
Jak zapowiedziałem co tydzień będą pojawiać się nowe rozdziały i to jest pierwszy z nich.
Mam nadzieję że przypadnie wam do gustu.

Pozdrawiam Kuraj