czwartek, 28 czerwca 2018

ROZDZIAŁ 3

***************************************************************

Od dnia kiedy magowie odeszli minęły prawie trzy miesiące. Koniec lipca przynosił ze sobą coraz to upalniejsze dni, a słońce zmuszało wszystkie żywe istoty do chowania się w cieniu. Natomiast w sierocińcu prawie nic się nie zmieniło, z wyjątkiem jak wszystkie sieroty reagowały na widok Ariego.
Kiedy chłopak myślał że przyzwyczaił się do życia w sierocińcu, ostatnie tygodnie pokazały, że się mylił. Wszyscy starali się unikać go jak ognia, obawiając się że spodka ich jakiś tragiczny wypadek z jego ręki, a gdy myśleli że nie słyszy szydzili z niego wymyślając coraz to niestworzone historie z jego udziałem. Jednak najgorsze było kiedy napotykał ich spojrzenia. Jedynie co w nich dostrzegał to strach i pogarda. Na początku nie rozumiał skąd taka zmiana zachowania w stosunku do niego, jednak dowiedział się o tym tydzień po minionej nocy w gabinecie dyrektora.

Tego ranka jak zwykle poszedł wraz z Marii do stołówki i stanął w kolejce po śniadanie. Momentalnie wszyscy rozeszli się dając mu do zrozumienia, aby pierwszy wziął posiłek. Kiedy szli do swojego miejsca, do ich uszu dochodziły strzępy rozmów.
– Spójrz na niego…, trzeba na niego uważać…, to jeszcze większy świr niż myślałem…, biedna dziewczyna pewnie ją szantażuje… –
Gdy usiedli chłopak westknął tylko i gdy spojrzał na tacę ze swoim posiłkiem to momentalnie stracił apetyt. Nie wiadomo jak, ale informacja o tym został wybrany do zgłębiania magicznej wiedzy rozniosła się po sierocińcu w ciągu jednego dnia.
– Nie przejmuj się nimi, oni ci tylko zazdroszczą – powiedziała Marii próbując się uśmiechnąć, ale jej to nie wychodziło. Prawda była taka, że od tygodnia na jej twarzy nie pojawił się żaden szczery uśmiech.
– Wiem, tylko zastanawiam się, dlaczego wszyscy muszą przy tym okazywać tyle wrogości? – zapytał spokojnie – Zresztą mam nieodparte wrażenie, że nie chodzi tu o samą zazdrość – powiedział.
Dziewczyna otworzyła usta by coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Arii zauważył, że od tamtego dnia Marii zachowywała się dziwnie. Jakby chciała powiedzieć coś ważnego, ale nie potrafiła tego z siebie wydobyć, co trochę niepokoiło chłopaka. Zupełnie jakby o czymś wiedziała, ale bała się to powiedzieć.
– Marii, jeśli jest coś, co chcesz mi powiedzieć to mów śmiało – zachęcał ją.
Dziewczyna zdawała walczyć sama z sobą i w momencie, gdy już miała coś powiedzieć, Arii usłyszał za sobą znajomy głos.
 – No patrzcie państwo, czyż to nie wielki Avari Mordrak? – momentalnie wszystkie rozmowy ucichły.
Chłopak spojrzał w kierunku głosu właściciela. Przed nim stał Fugoll i co mogło się wydawać dziwne był on sam. Arii zastanawiał się, o co może mu znowu chodzić, ale pamiętając ich ostatnie spotkanie odwrócił się i postanowił go zignorować. Ten jednak nie zamierzał dać za wygraną.
– Och czyżby osoba mojego pokroju nie była godna do rozmowy z kimś tak wyróżnionym. Cóż, nie powinno to mnie dziwić, przecież mam teraz do czynienia z kimś z elity. Z kimś, kto nie rozmawia z pospólstwem, jakim jest moja osoba. Bo kim ja jestem by rozmawiać z przyszłym magiem – mówił na głos.
Wszyscy w milczeniu przyglądali się tej scenie, a w powietrzu unosiła się jakaś dziwna, napięta atmosfera. Zupełne jakby wszyscy obawiali się, że zaraz coś się stanie. Nie mogąc znieść tej sytuacji chłopak postanowił przerwać ten cyrk zanim rozkręci się na dobre.
– Fugoll możesz powiedzieć, o co ci konkretnie chodzi i darować sobie ten teatrzyk? – powiedział starając się, aby jego ton był spokojny.
– Najmocniej przepraszam. Nie chciałem rozłościć kogoś tak niezwykłego, kto jednym gestem ręki potrafi sprawić, że zwykły człowiek może stanąć w słupie ognia tak jak to pokazałeś, kiedy ostatnio się widzieliśmy – mówił dalej swoim teatralnym głosem.
– Możesz mówić jaśniej, o co ci chodzi? –
– O czyżbyś już nie pamiętał jak to jednym gestem ręki sprawiłeś, że dwóch moich przyjaciół zajęło się ogniem wrzeszcząc przy tym przeraźliwie – mówiąc to od razu pozbył się teatralnej maski, a jego twarz przybrała złowieszczy wyraz 
Nagle Arii poczuł pustkę w żołądku i nieprzyjemny dreszcz, który przeszedł mu po plecach, nie rozumiejąc, co Fugoll mógł mieć na myśli. Czy on chciał mu wmówić, że kogoś zaatakował za pomocą magii? Nie to nie możliwe, nie prawdziwe, nie realne.
– Kłamiesz – krzyknął – to nie możliwe żebym, kogo kolwiek zaatakował, nie jestem zdolny do zrobienia tego, co mi zarzucasz. Tylko magowie są dolni zrobić coś takiego – mówił wyprowadzony z równowagi chłopak.
Kiedy oni rozmawiali, stopniowo wokół nich zaczęli gromadzić się inni wychowankowie, by z bliska ich obserwować, co się stanie.
– Skoro nie jesteś magiem to, czym? Jaka istota jest zdolna do zranienia magią dwóch zwykłych ludzi i zniszczenia części budynku? – pytał Fugoll zgromadzonych – Odpowiedź jest chyba prosta. Jesteś potworem, odmieńcem. Tylko ktoś nie ludzki jest w stanie bez litości zadawać cierpienie innemu człowiekowi, bacznie mu się przyglądając nie ukazując przy tym, jakich kolwiek uczuć. Zupełnie jakby cierpienie kogoś innego nic dla niego nie znaczyło – powiedział dobitnie.
Nagle wokół nich roznosiły się szepty rozmów, jakie wymieniali między sobą zebrani.
– On ma rację…, widzieliście widzieliście, co zrobił…, podobno rany tamtych dwóch nie chcą się goić…, nigdy nie ukazuje uczuć, czy on w ogóle je ma…, czy rzeczywiście tak zachowuje się człowiek? –
Z każdą chwilą rozmowy nabierały na sile. Ariemu świat zaczął mu wirować przed oczami, a wszelkie dźwięki zdawały się dochodzić jakby z daleka jak i bliska. Jego ciało było całkowicie sparaliżowane z powodu szoku, Nie potrafił ruszyć choćby palcem. Nie wiadomo jak by to się skończyło gdyby nie czyjaś interwencja.
– Co tu się dzieje? – krzyknął ktoś spoza tłumu.
Część wychowanków się rozeszła, by zrobić przejście obydwojgu mężczyzn.
– Czy ktoś może mi wytłumaczyć, co oznacza to zbiegowisko? – zapytał zdenerwowany dyrektor Breeb.
– Ależ nic takiego panie dyrektorze – powiedział Fugoll – po prostu rozmawiamy o tym, co się naprawdę wydarzyło w zeszłym tygodniu –
Dyrektor spojrzał na Ariego, od razu było widać, że chłopak jest nie obecny. Natomiast Marii miała spuszczoną głowę, a reszta zgromadzonych zamilkła.
– Panie Flythec proszę zabrać pana Avariego i pannę Marii – zwrócił się do mężczyzny, który od razu zabrał ze sobą wymienioną dwójkę.
– Jeśli nikt nie ma nic do powiedzenia, to wszyscy mają się natychmiast rozejść, chyba, że ktoś chce przez tydzień sprzątać korytarze – zawołał do zebranych – a pan panie Fugoll zapraszam do mojego gabinetu – zwrócił się do jasnowłosego chłopaka, a każde wypowiedziane słowo wypełnione było gniewem.

Kiedy Flythec i dwójka wychowanków dotarli do pustego pokoju kazał obydwojgu usiąść i zostać, a sam wyszedł zostawiając ich samych. Czas wlekł się nie ubłaganie, a minuty zdawały zamieniać się w godziny, a nastała cisza sprawiała, że dziewczyna czuła się bardzo niezręcznie z powodu całej tej sytuacji. Już myślała, że tak zostanie aż do powrotu Flytheca, gdy nagle cisze przerwał chłopak.
– To prawda? – zapytał ochrypłym głosem.
Dziewczyna obawiała się tego pytania, ale wiedziała, że je zada.
– To prawda, co powiedział Fugoll? – zapytał ponownie.
– Wiesz, jaki on jest, przecież on zawsze wszystko wyolbrzymia – próbowała go uspokoić.
– Nie o to pytam – odparł.
Wiedziała, że nie może przed nim niczego ukrywać, bo mogło to tylko pogorszyć obecną sytuację. Więc chcąc czy też nie wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać najdelikatniej jak potrafi.

Kiedy tylko kusz opadł, Marii szybko pobiegła zobaczyć, co się stało. Widok, jaki zastała zszokował zarówno nią jak i wszystkimi opiekunami, którzy stanęli za nią. Stała przed zniszczoną ścianą, a na jej końcu, w miejscu gdzie znajdował się składzik teraz znajdował się zniszczony pokój, wewnątrz którego, w co niektórych miejscach palił się dziwny ogień. Na samym końcu leżało pięciu nie przytomnych chłopaków, z czego dwóch wyglądało jakby ich żywcem wyciągnięto ich z ognia, Nad nimi z opuszczoną głową stał czarnowłosy chłopak.
– Arii? – zapytała robiąc kolejny, niepewny krok w jego kierunku.
Chłopak powoli podnosił głowę, a gdy jego twarz była już widoczna dziewczyna od razu zakryła usta ręką. Jego oczy, które zawsze miały piękny i tajemniczy odcień ametystu, teraz ich kolor przypominał odcień krwi, które wyrażały jedynie pustkę i nieobecność, zupełnie tak jakby za nimi skrywało się coś więcej, coś przerażającego. Patrzyli tak na siebie przez chwilę, gdy nagle chłopak upadł na ziemię i stracił przytomność. Kiedy wszyscy otrząsnęli się z szoku, opiekunowie przenieśli nie przytomnych chłopaków, a Ariego zaniesiono do jego pokoju, gdzie cały czas towarzyszyła mu Marii.

Gdy dziewczyna skończyła opowiadać znowu zapadła nieprzyjemna cisza, a chłopak pogrążył się we własnych myślach.
– Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałaś? – zapytał w końcu.
– Bałam się jak na to zareagujesz – odpowiedziała ciągle nie mając odwagi spojrzeć mu w twarz.
– Czy raczej bałaś się, że zrobię ci to samo, co Fugollowi i reszcie – podsumował.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, czuła się winna w stosunku do swojego przyjaciela, z którym przyjaźniła się od kilku lat, ale bała się ponownie ujrzeć te czerwone oczy, które z nieznanego powodu przerażały ją.
– Czy ty też uważasz mnie za potwora? –
To pytanie ją zaskoczyło, co, jak co ale tego nie mogło o nim powiedzieć. Już miała odpowiedzieć, gdy nagle zaniemówiła, widząc jak jego oczy ze skupieniem się jej przyglądają, a jego twarz pozbawiona była jakiegokolwiek wyrazu. Czuła się jakby penetrował jej najgłębsze zakamarki umysłu.
– Ja… ja… – próbowała coś powiedzieć, ale ten sposób jak na nią patrzył sprawiał, że nie mogła wydobyć siebie, jakiego kolwiek słowa.
Chłopak widząc jej reakcję, wstał i ruszył w kierunku drzwi, gdy w końcu Marii odzyskała zdolność mowy.
– Gdzie idziesz? – zapytała, kiedy otworzył drzwi.
Chce pobyć sam – odpowiedział zostawiając ją samą.

Od tego wydarzenia minęło już kilka tygodni, a on sam zaczął coraz bardziej unikać obecności innych ludzi. Jak najwięcej czasu spędzał w pobliskim lesie, który stał się jego oaza. Było to teraz jedyne miejsce, w którym odczuwał spokój i nie czół się jak ktoś nie potrzebny i niechciany na widok, którego wszyscy trzęsą się ze strachu. Tu mógł się poczuć, że jest jego częścią. Jednak nawet to nie potrafiło wymazać pewnego uczucia, które ostatnim czasy zaczęło mu doskwierać coraz bardziej. To była samotność.
Od dnia, kiedy on i Marii się widzieli po raz ostatni minęło tak wiele dni. Chłopak unikał jej na każdym kroku jak tylko potrafił. Na początku był na nią zły za to, że trzymała przed nim prawdę, ale z czasem doszedł do wniosku, że dziewczyna jedynie się o niego martwiła, a on nie powinien się tak zachowywać w stosunku do niej. Przez to czół się strasznie nie swojo i nie potrafił wziąć się na odwagę by z nią porozmawiać. Zresztą Marii nie była jedyną osobą, jakiej starał się unikać.
W dniu, kiedy Fugoll wyszedł z gabinetu dyrektora dostał dwu tygodniowy zakaz opuszczania swojego pokoju. W tym czasie wielu wychowanków nie kryło swojego oburzenia decyzją dyrektora uważając, że został nie słusznie ukarany. Arii szybko się połapał, dlaczego wtedy w ogóle rozpoczął ten teatrzyk z jego udziałem. Opinia, jaką Fugoll sobie wyrobił wśród wychowanków przez te lata diametralnie się zmieniła.
Z bezwzględnego chuligana, który bił słabszych dla zabawy, stał się kimś w rodzaju bohatera, który ochraniał swoich przyjaciół przed potworem. Z każdym dniem podziw do jego osoby rósł w zastraszającym tempie, przez co tylko zyskiwał coraz to większą rzeszę oddanych mu ludzi. Arii wolał nie być w pobliżu Fugolla, bo mogłoby to się dla niego skończyć w dość nie przyjemny sposób.
Tak, więc całe dnie spędzał w lesie na rozmyślaniu i podziwiania piękna przyrody, którym nie mógł się nasycić, a wracał dopiero wtedy, gdy słońce znikało na horyzoncie. Wtedy większość wychowanków znajdowało się w swoich pokojach. Tak też miało być i tym razem do momentu, kiedy na korytarzu usłyszał rozmowę dwójki dziewczyn.
– Mówię ci ta dziewczyna jest szalona – mówiła jasnowłosa.
– Zgadzam się, ciągle broni tego odmieńca – popierała ją brunetka.
– Dziwię się, że w ogóle pozwalają chodzić temu czemuś. Według mnie powinni go zamknąć w jakiejś klatce –
– Masz rację, przecież on w każdej chwili może kogoś zaatakować –
Te słowa nie robiły na nim najmniejszego wrażenia, bo już w pewnym stopniu zdążył przywyknąć do nowej pozycji, jaką mu wszyscy nadali.
Ta dziewczyna nie uczy się na błędach. Razem z innymi dałyśmy jej jasno do zrozumienia, aby przestała się zadawać z tym czymś i to dla własnego dobra. A ona powiedziała, że jesteśmy głupimi kukłami, które nie potrafią same myśleć i kazała nam wracać na drzewo, z którego spadłyśmy –
Chłopak ledwo, co powstrzymywał się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Marii, kiedy się denerwuje zawsze daje jakieś dziwne porównania.
– A wiesz, że widziałam ją nie całą godzinę temu jak szła w kierunku lasu i podobno jeszcze nie wróciła – powiedziała jasnowłosa.
Ariemu o mało serce nie stanęło, gdy to usłyszał. Nocami w lesie nie jest tak bezpiecznie jak za dnia i można się tam łatwo zgubić. Widział, że musi działać jak najszybciej.
– W którym kierunku poszła – zapytał od razu.
– Podsłuchiwałeś nas ty szumowino? –
– Nie mam czasu na zabawy, powiedz mi, którym kierunku się udała Marii –
– Nie mam nic do powiedzenia takiemu wybrykowi natury jak ty –
Chłopak nie wytrzymał. Musiał jak najszybciej dowiedzieć się, w którym kierunku udała się przyjaciółka, bo nie miał czasu na przeszukanie całego lasu. Obydwoma rękami przylgnął do ściany by nie uniemożliwić dziewczynie ucieczkę.
– Posłuchaj – mówił powoli patrząc jej prosto w oczy – albo zaraz mi powiesz, w którym kierunku udała się Marii, albo zaraz spodka cię coś znacznie gorszego niż Fugolla i jego kumpli –
Dziewczyna z przerażeniem patrzyła na niego, analizując każde słowo, jakie powiedział. Spojrzała na swoją towarzyszę, która tylko pokiwała twierdząco głową.
– Po… poszła w kierunku północnym – powiedziała jąkając się.
– Dziękuję – już miał odejść, gdy do głowy wpadł mu pewien pomysł.
– A teraz posłuchaj i przekaż to reszcie swoich koleżanek, że jeśli dowiem się, że niepokoicie moją przyjaciółkę to przyjdę do was i wiesz mi to, co z wami zrobię będzie to znacznie gorsze niż w waszych najgorszych snach – mówiąc to starając się, aby jego głos był jak najbardziej przekonujący – Czy się zrozumieliśmy? 
– T…t…tak – powiedziała ledwie wydając z siebie jakikolwiek dźwięk.
Chłopak od razu pobiegł do głównego wyjścia zostawiając przerażone dziewczyny same, a gdy znalazł się na zewnątrz, gdzie panował już wieczór pobiegł w wyznaczonym kierunku.

Miał szczęście, że dzisiejsza noc była bezchmurna, dzięki czemu łatwiej mu było znaleźć ślady dziewczyny. Szukał jej blisko od godziny, więc powinien być już, blisko bo ślady stawały się coraz wyraźniejsze. Musiał się poruszać bezszelestnie by nie zwrócić na siebie uwagi nocnych drapieżników, więc wołanie jej nie wchodziło w rachubę. Gdy rozmyślał, w którym kierunku mogła się udać dziewczyna nagle usłyszał czyjś krzyk.
– Pomocy! –
Arii od razu rozpoznał głos Marii i popędził w jej kierunku ile tylko miał sił w nogach. Po paru minutach dotarł na miejsce, ale sytuacja nie przedstawiała się różowo i przez moment chłopak pomyślał, że gorzej już chyba nie może. Dziewczyna leżała skulona pod korzeniami wielkiego drzewa, które chroniło ją przed pazurami dużej o biało złotobiałej sierści pumy, która próbowała sięgnąć swoją łapą do dziewczyny, która była poza jej zasięgiem. Chłopak pierwszy raz w życiu widział na oczy tak wielkiego kota, choć słyszał opowieści, że czasem pumy schodzą z pobliskich gór w poszukiwaniu jedzenia i było widać, że za cel obrała sobie Marii.
Nagle drapieżnik zauważył chłopaka i powolnym krokiem podchodził do niego i gdyby nie obecna sytuacja to pomyślałby jak piękne jest to zwierze. Arii nie uciekał, bo wiedział, że jeśli to zrobi to zwierze pobiegnie za nim i go dopadnie. Zamiast tego robił coś, czego nie zrobiłby normalny człowiek. Starając się wyzbyć strachu zrobił kilka kroków do przodu, co zaskoczyło zarówno dziewczynę jak i samą pumę. Drapieżnik stanął w miejscu i nie spuszczał oczu ze swojego celu. Momentalnie kot głośno warknął, ale na chłopaku nie robiło to żadnego wrażenia i zrobił kolejne kilka kroków w kierunku zwierzęcia. Gdy dzieliło ich już tylko kilka kroków chłopak przykucnął na jedno kolano by wyrównać swój wzrok ze wzrokiem kota. Teraz ich oczy znajdowały się na tym samym poziomie i żaden nie przerywał kontaktu wzrokowego. Można by rzec, że odbywa się między nimi niewidzialna walka o dominację i oto, kto tu tak naprawdę jest łowcą, a kto ofiarą. Trwali już tak kilka minut, a żaden z nich nawet nie mrugnął. Fioletowe oczy chłopaka krzyżowały się z żółtym wzrokiem drapieżnika.
Nagle puma ruszyła w przeciwnym kierunku zostawiając dwójkę przyjaciół samych. Chłopak wiedząc, że są już bezpieczni pomógł podnieść się swojej koleżance, której jeszcze nie miną szok po tym, czego właśnie była świadkiem.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
– Czy…czy możesz mi wyjaśnić, co tu właściwie miało miejsce? – zapytała cichym głosem.
– Cóż najwyraźniej puma chciał mnie zjeść, ale chyba nie przypadłem mu do gustu – powiedział z lekkim uśmiechem, drapiąc się za tył głowy.
– Głupek, kretyn, idiota… – dziewczyna nie wytrzymała i rzuciła się na niego bijąc go w pierś, krzycząc najróżniejsze przekleństwa roniąc przy tym łzy – a co by było gdyby rzuciła się na ciebie, przecież mogłeś zginąć –
– Ale nic się nie stało, zresztą nie wiem skąd, ale miałem przeczucie, że nic mi nie zrobi – gdy to mówił położył ręce na ramionach dziewczyny by ją uspokoić.
– Wiesz prawdziwy z ciebie cudak – powiedziała uśmiechając się.
Przez moment nastała cisza.
– Marii… wiesz chciałem przeprosić za to, że ostatnio cię unikałem, przez co byłaś teraz w niebezpieczeństwie – powiedział smutnym głosem.
– To ja przepraszam, gdybym od razu powiedziała ci prawdę to tej sytuacji pewnie by nie było, zresztą – uderzyła go w ramie – i tak bym sobie poradziła z tym przerośniętym pluszakiem –
– Tak byłem tego świadkiem, zwłaszcza wtedy, gdy chowałaś się pod korzeniami i krzyczałaś jak małe dziecko – powiedział złośliwie.
– O ty paskudo nie daruje ci tego – krzyczała goniąc chłopaka.
Ich śmiechy było słychać w całym lesie. Gdy gonitwa dobiegła końca chłopak wziął dziewczynę za rękę 
– Choć trzeba wracać – i poprowadził ją drogą powrotną przez las podczas której żadne z nich się nie odezwało, ale z ich twarzy nie schodził uśmiech.
***************************************************************

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Chętnie poznam wasze opinie więc zachęcam do zostawiania komentarzy.
Pozdrawiam Kuraj